Doświadczenie starożytnego Przekazu – tajemnice metafizycznych mędrców (przepływu świadomości w czasie medytacji św. Tomasza)

O doświadczeniach, albo doświadczeniu, pisaliśmy trochę w tekstach pt.: „Megalityczna Psychologia Poznawcza” oraz „Zapomniany świat starożytnej psychologii„. Tym razem chcieli byśmy zobaczyć o co chodzi bardziej w doznaniach kontemplacyjnych chrześcijan. Nie może zaistnieć takie doświadczenie chrześcijańskie, którego ostatecznym celem nie byłaby miłość… Zapomnieliśmy, iż jest ona – co podkreśla tradycja wschodnia – bramą poznania. Gdy już doświadczymy miłości, możemy rozpocząć głębszą medytację, czyli przeprawę przez nieznane tereny pustyni, tak by dotrzeć do „ziemi”, najlepiej urodzajnej, do wody żywej i skały, z której wypływa. Kartezjusz, pragnąc oprzeć naukę na pewnych i niewzruszonych podstawach, uznał związane z cielesnymi czynnościami odpowiednich narządów poznanie zmysłowe za niejasne i niepewne. Punktem wyjścia stały się dla niego – mówiąc językiem współczesnym – przeżycia świadome. Doznawanie zmysłowe – nasz bezpośredni, żywy kontakt z realnym, materialnym światem, zostało zatem przez niego w swej konkretnej formie wyeliminowane: „A jak ma się rzecz z czuciem ! I ono oczywiście nie może się dokonywać bez ciała” (R. Descartes, Medytacje o pierwszej filozofii).

Część chrześcijan, zagubiona w gąszczu teorii jak odbierać to co do nas dotarło w postaci katolicyzmu (trydenckiego), nauki starożytnej, najbardziej pradawnej Istoty, poszukuje czegoś „nowego”, chcą doświadczać, „posiadają ciało„, jak pisał Descartes, przynajmniej tak im się wydaje. Z tego powodu, ale i z innych, bardziej złowróżbnych, część kapłanów KK stara się propagować w Polsce elementy hinduistyczno-buddyjskie, jako nowa odmiana chrześcijaństwa. Wymyślono więc „Światową wspólnotę medytacji chrześcijańskiej” (WCCM), będącą bardzo dziwną konstrukcją, przybudówką Komitetu centralnego galaktycznej wszechreligii pod patronatem Watykanu ? Oto zdanie jednego z propagatorów tej ideologii:

Powtórzę więc raz jeszcze – żeby medytować, musicie się nauczyć siedzieć spokojnie i powtarzać wewnętrznie, w swoim sercu, w swoim umyśle jakieś słowo lub wezwanie. Słowem, które wam polecam jest aramejskie słowo Maranatha, powinniście je wymawiać jako cztery równo zaakcentowane sylaby Ma-ra-na-tha. To wszystko, co powinniście robić w czasie medytacji.” – cytat ze strony hinduistycznych katolików – tutaj.

Proszę zobaczyć, ci „poszukiwacze doświadczeń” chcą byśmy powtarzali jedno słowo, podzielone na cztery jakieś dzwięki, i nic poza tym, mamy się wyłączyć. Naszym zdaniem jest to standardowy błąd ludzi zagubionych. Chcą, „po prostru mantrować”. Mantry to sylaby, wersety lub pełne formuły złożone z powtarzających się sekwencji dźwięków, które mają służyć praktyce duchowej. Szczególną rolę odgrywają w buddyzmie i hinduizmie, gdzie stanowią nieodzowny element religii. W wielkim skrócie, mantrowanie prowadzi do odmiennych stanów umysłu-ducha, ale i ciała.

Zwróćcie uwagę na słowo „prowadzi”. Może ono, to mantrowanie, zaprowadzić adeptów tej techniki, do świata demonów albo innych ufo istot, zamiast do aniołów Boga Jezusa (może ale nie musi). W jeszcze większym skrócie, jest to technika pojazdu Merkaby, której naucza żydowski ufolog Steven Greer. Techniki hinduistyczno-buddyjskie, przekształcone w jakąś odmianę „katolicyzmu 2.0” mogą powodować wyłączenie rozumu (logosu), odejście od Ducha Bożego Jezusa, na rzecz duchów Obcych, a nie przybliżanie się do Niego: „A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga” List do Efezjan 2:19

Oczywiście pewna forma mantrowania występuje w katolicyzmie, mamy na myśli przykładowo „Apel Jasnogórski”, w którym słyszymy, jak kilkuset osobowa grupa modli się „powtarzając różaniec”. Katolicy w czasie Apelu robią coś podobnego do „mantrowania”, ale jest to powtarzanie zdań, a nie dzwięków, czyli potarzanie większej ilości znaczeń i symboli, co raczej ugruntowuje logos, niż go wyłącza. Jeszcze mądrzejsi są rabini wyznania Mojżeszowego, których „mantra” zawiera zdania całej Tory. „Mantra” Tory rabinów w synagogach jest potarzana każdego dnia. Pięcioksiąg Mojżesza podzielony jest na 54 części. Jedną cześć (zwaną Parszą) czytają rabini w ciągu każdego tygodnia tak, że cała Tora jest ukończona w ciągu roku. Dzięki rabinackiej „mantrze” Żydzi wznoszą się na wyżyny, albo w góry, nawet jeśli jest to sama Tora, czy szerzej Stary Testament – Ezech 39:2 Biblia Warszawska: „I zawrócę cię, i wezmę cię na smycz; sprowadzę cię najdalszej północy i przyprowadzę cię na góry izraelskie.

Badanie św. Kodu Biblii jest rodzajem medytacji, a nawet, jak twierdzimy to na podstawie słów Zbawiciela: „Jedyną Jogą„, tą Prawdziwą, w przeciwieństwie do systemów hinduistyczno-buddyjskich, będących strąkami-keration-chwastem. Jak pisaliśmy, nasz Rodak mason i bolszewik Abramowski dokopał się do tajemnicy „przepływu świadomości„, zawartej w świętym Szyfrze. Pisał także o tajemnicy „traw”, co dla wielu zainteresowanych tym tematem może wydać się całkiem sensacyjne. Oczywiście nie był narkomanem palącym, czy zażywającym marihuanę. Ci co sobie ubzdurali, że piszemy, my, czy Abramowski, coś o „gandzi„, muszą szybko zmienić myślenie, czyli nawrócić się na „jarzmo Jeszui„, a nie błądzić po bezdrożach istot choirous.

(„Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” Ew. Marka 1-15 nawracajcie się” – w oryginale użyte słowo to: μετανοέω (metanoio) – Według Słownika Popowskiego znaczenie jest następujące: „zastanawiać się (po fakcie) , zmieniać myśl, odwracać myśl od czegoś”)

Naszym zdaniem, poprawne medytowanie, a następnie poczucie-doświadczenie starożytnego Przekazu, medytacyjno mistycznego, musimy zacząć od zapoznia się ze św. Nauką Zbawiciela, równocześnie studiując Doktorów Kościoła. W tym celu adept jedynej i prawdziwej Jogi Chrystusa (Jego jarzma) powinien rozpocząć studia wykładów św. Tomasza, a nie hinduistyczno-buddyjskiej wersji „Katolicyzmu 2.0.” z aśramu. Katoliccy „aśramowcy duchów hinduistycznych” cytują nawet św. Jana Pawła II by to jakoś poprzeć: „Pomóż swoim uczniom, nie tłumiąc, ale raczej podsycając ich wewnętrzne zadziwienie w obliczu stworzenia, by rozważając je, uchwycili jego doskonałość. Aby wykształcić takie nastawienie koniecznym jest, aby dzieci zostały wprowadzone w prawdziwą i głęboką wewnętrzną ciszę, która jest pierwszym koniecznym warunkiem słuchania”. Jan Paweł II do wychowawców i rodziców 6 grudnia 1984r – i jak twierdzą „aśramowcy”, jest to wskazówka od naszego św. Rodaka, by medytować ichnimi technikami, a nastepnie doświadczać.

Mieczysław Gogacz jest znany z oryginalnej koncepcji doświadczenia mistycznego. Gogacz określa doświadczenie mistyczne jako bezpośrednie doznanie przez intelekt możnościowy człowieka istnienia obecnego w człowieku Boga. Dzieje się to wówczas, gdy Bóg (z sobie wiadomych powodów) zechce się w ten sposób dać doświadczyć człowiekowi poznawczo. Ujmuje je bowiem – inaczej niż znani XX-wieczni tomiści – jako bezpośrednie doznanie istnienia Boga przez wspomniany intelekt możnościowy. Z tego też względu, problematyka doświadczenia mistycznego nie należy według Gogacza, zakresowo do zagadnień ascetycznych, gdyż ascetykę stanowi zespół zagadnień związanych z osobistym wysiłkiem człowieka w kształtowaniu charakteru powiązań z Bogiem. Tymczasem doświadczenie mistyczne inicjuje Bóg, człowiek zaś nie może go w żaden sposób wywołać!

Z opozycyjnego stanowiska wychodzi ufolog Steven Gree, który wymyślił, jak twierdzi sam, nową technikę kontaktu z inteligencjami niebiańskimi, z UFO. Greer założył Centrum Studiów nad Inteligencją Pozaziemską (CSETI) w 1990 roku, aby stworzyć inicjatywę dyplomatyczną i badawczą mającą na celu kontaktowanie się z cywilizacjami pozaziemskimi, z bogami (elohim). Jego metodą jest wspomniana technika, albo techniki hinduistyczno-buddyjskie. Grupa Gree’ra zdefiniowała CE-5, czyli „ bliskie spotkania piątego rodzaju” jako inicjowany przez człowieka kontakt i komunikację z życiem pozaziemskim, z bogami, z UFO.

Chcieli byśmy zwrócić panstwu uwagę na twierdzenia chrześcijan odnośnie łączności z Duchem Świętym. Przykładowo, Ks. Natanek, czy pastor Hoggard, twierdzą że czasami coś im podpowiada Duch Święty. Rolę Ducha Świętego podkreśla także tekst: „Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. (…) On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi” (J 16,13-14). Duch Święty objawia zatem całą tajemnicę Chrystusa i daje nam poznać Jego własną rolę w życiu i misji Jezusa, ale i u chrześcijan. Powstaje więc pytanie: jaki duch kieruje wspomnianą organizacją „aśramowców” ? Nie ma tam nic o mszy trydenckiej, nic o św. Tomaszu z Akwinu, o całej tradycji super katolików czasów średniowiecza. Jaki duch zstępuje na „aśramowców” ? „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym” (Łk 1,35), bo jakiś zstępuje, albo wstępuje, tego jesteśmy pewni: „Nie ma on jednak nic swego we Mnie.” Jana 14:30 Nawet najmniejsza część ufo archonta nie weszła do Ciała Zbawiciela, do Jego Światyni !

Uważamy „aśramowców” za niczego nieświadome narzędzia Archonta tego świata, zagubione istoty, poszukujące Ducha Świętego, oczekujące, jak sami twierdzą, na kontakt z Duchem Świętym. Niestety, ktoś kto nie kultywuje katolicyzmu trydenckiego oraz nie bada Pisma w oparciu o św. Tomasza, ma nikłe szanse na doświadczenie miłości do Kościoła, do Niewiasty rodzącej Słowo. Wspomniani przez nas „aśramowcy” to w najlepszym razie istoty początkujące na Drodze ku Zbawieniu poprzez Niewiastę uciekającą na pustynię. Jeśli ktoś chciałby poznać prawdziwych katolików, to wystarczy poszukać takich, którzy otwarcie mówią o diabelskiej masonerii, i ich obrzydliwości ziemi. Ci natchnieni Duchem Katolicy kochają mszę trydencką, wszystko to czego nienawidzą moderniści, dzisiaj określani jako mafia Sankt Gallen, z BerGOGiem antychrystem na czele.

Sekta aśramowców może prowadzić do hinduistyczno-buddyjskiej herezji. Na Zachodzie można spotkać się z wieloma dziwnymi, przekłamanymi opiniami na temat buddyzmu, wyrosłego z hinduizmu. Zarówno w publicystyce, jak i wśród potocznej świadomości Polaków buddyzm funkcjonuje jako ateistyczna forma duchowości połączona z wielorakimi praktykami „zdrowotnymi”, jednak zawsze prowadzi do innego ducha, do innej duchowości: „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę.” 1 List do Koryntian 6:12

Nie mamy nic przeciwko siedzeniu w odpowiedniej pozycji, jak pamiętacie: Pan nasz Zbawiciel „polecił im wszystkim usiąść gromadami na zielonej trawie.” Ew. Marka 6:39, mieli usiąść, albo położyć się, ewentualnie „ułożyć się”, każdy jak chciał, wygodnie. Mieli nastawić swoje duchowe uszy do słuchania, swoje duchowe oczy do patrzenia, swoje duchowe ciało do odbierania duchowych bodzcców od nadprzyrodzonej Istoty Zbawiciela, od Unii Hipostatycznej, „…aby patrzyli oczami, a nie widzieli, słuchali uszami, a nie rozumieli, żeby się nie nawrócili i nie była im wydana [tajemnica]” Marka 4,11 Uczniowie jedynej Jogi, czyli prawdziwego „jarzma„, widzieli ciało biologiczne Zbawiciela, jednak część bardziej oświeconych dostrzegała Jego Boskość, Jego prawdziwą naturę, złożoną z dwóch.

Dogmatyczne orzeczenie w tej sprawie wydał w 451 roku sobór chalcedoński. Uznał, że należy wyznawać, iż Jezus Chrystus, będąc jedną osobą, posiada dwie natury, boską i ludzką (diofizytyzm), a ich zjednoczenie dokonało się: bez zmiany natur, to znaczy spotkanie ze sobą natury boskiej i ludzkiej w Jezusie Chrystusie nie zmieniło w żaden sposób ani ludzkiej, ani boskiej natury. Każda pozostała sobą ze specyficznymi dla siebie właściwościami, co jest wspaniałą medytacją, czymś co unosi człowieka w góry, w niezbadane rejony istot niebiańskich, wspoiminanych przez Dionizego Aeropagitę.

Dobre 14

Podobne Artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *