Hollywóódzki „Matrix” to cienki barszcz masoński, w porównaniu do prawdziwego („pałera”) starożytnych megalitów „trójkąta do góry”

W kilku tekstach wspominaliśmy o hollywóódzkim filmie „Matrix”. Twórcy tego dzieła napchali w niego całe mnóstwo symboli i wierzeń, różnorakie filozofie, wszystko to tworzy ciężki miks piorący społeczeństwom, zwłaszcza ludziom młodym – mózgi, nasącza ich masońską symboliką, kierując niczego nieświadomych biedaków ku otchłani „trójkąta w dół”. Generalnie i teoretycznie „trójkąt w dół” można odbierać na kilka sposobów, jeden z nich mówi nam, że jest to „judaizm kabalistyczy„, inaczej schodzące z innych wymiarów duchy 9-cio ramiennego świecznika trójkątów, mieszające się z tym – co tu na ziemi (przykładowo na górę Hermon), z tym co jest w ciałach zjednostkowanych, tworząc nową globalną religię.

W dobie internetu mamy napływający do nas ogrom wiedzy, zalewa nas, niektórzy nie wiedzą jak to wszystko odbierać, jak rozumieć, co rozumieć, jakim sposobem, przyswajając treści typu hollywóódzki „Matrix” stają się powoli „obcymi„. Nie wiedzą skąd się takie filmy biorą, co jest prawdziwym, niezwykłym, albo nawet alchemicznym starożytnym „Matrixem”. W tym wpisie chcemy zaprezentować spory urywek mega „Matrixu” pradawnych mędrców, albo nawet „wiedzę tajemną”, jeśli ktoś by chciał takiego terminu użyć.

Od pradawnych czasów cecha wierzeń zwanych wiedzą tajemną, hermetyczną lub ezoteryczną, przekazywana była jedynie wybranym osobom, w przeciwieństwie do dostępnej dla ogółu wiedzy egzoterycznej; typu hollywóódzkiego, w religioznawstwie tendencja do utajniania części wierzeń danej doktryny, lub kultu religijnego przed ogółem niewtajemniczonych była i jest powszechna; w filozofii teorie starożytnych i średniowiecznych szkół filozoficznych super mędrców, które ówcześnie były przekazywane jedynie wybranym uczniom, były niezwykle dobrze strzeżone.

Wiele z kwestii przedstawianych współcześnie jako nowe w ezoteryce, czy z zakresu parapsychologii, w rzeczywistości od wieków znane są w filozofii. Mały, ale spory kawalątek zacytujemy w tym wpisie. Wokół pojęć „ezoteryzm” i „ezoteryka” narosło współcześnie wiele nieporozumień i bywa, że stosowane są do nazwania rzeczy lub zjawisk nieznanych, niezbadanych, niezrozumiałych, albo kodowanych, jak to ma miejsce w Biblii. To co mamy zamiar tu pańśtwu zacytować jest dla nas całkiem cennym kruszcem, (jeśli mamy stosować słownictwo alchemiczne) zapewne można to podciągnąć pod biblijne „trawy”, i tak jak o tym opowiadał bolszewik iluminata Abramowski, ma związek z przepływem świadomości, co chyba powinno być już dla was jaśniejsze.

W sporym procencie naszych artykułów pisaliśmy o pewnego rodzaju „alchemii”, czyli tworzeniu czegoś (transmutacji) z czterech żywiołów (patrz „Tajemnice wytopu żelaza oraz innych cennych kruszców, w tym „kryształu” – alchemicznych Niebiańskich Inteligencji Logosu (Alchemicy z północy?)„) więc to co zaprezentujemy teraz będzie dla was jakimś rodzajem wprowadzenia w głębsze rejony pradawnych nauk, jednocześnie szybko informujemy was, zwłaszcza chrześcijan, byście zrobili na sobie znak Krzyża, bo to są nauki bardzo dziwne, a jednocześnie dozwolone w Biblii, w Nowym Testamencie. Jednocześnie Nowe Przymierze ostrzega, by się nie dać zwieść poprzez tak zaawansoaną wiedzę, dlatego trzeba prosić, a właściwie błagać na kolanach o zmiłowanie…, by Jezus przydał nam więcej inteligencji:  (Błagajmy ! Prośmy na kolanach o zmiłowanie Pana, by nauczył nas „nauki Tego, który Go posłał” ! )

Wiele lat trwało bym doszedł do tego, co tu państwu zacytujemy, a są to zdania św. Tomasza z Akwinu. Jest to bardzo zaawansowana joga, niezwykle skomplikowana, przynajmniej dla piszącego te słowa. Uświadamia mi jak cienkim bolkiem jestem w tych tematach, jednocześnie fascynuje, napędza i daje nadzieję na wyzwolenie z diabelskiego koła samsary ! Oprócz tego wielkiego wstępu do prawdziwego „Matrixa” starożytnych, warto wspomnieć o innym niebywale interesująceym temacie, mianowicie procesach które was i mnie „napędzają”, nazywanych przez filozofów alchemików „poruszaniem”, związanym z istotami poruszycielami „Pierwszego Nieba?” (czy może drugiego? zależy jak liczyć, i które jest które) –  „ciał zjednostkowanych„, albo z Jedną Istotą: „Pierwszym Poruszycielem”. Dyskusje na temat tego, w jaki sposób pierwszy poruszyciel z księgi XII Metafizyki realizuje swoją przyczynowość, rozpoczęły się niemal nazajutrz po ogłoszeniu przez Arystotelesa jego dzieła.

Sam Teofrast, najbliższy współpracownik Arystotelesa, dokumentuje debatę w łonie samej Akademii Platońskiej, przede wszystkim wspomina o trudnościach ze zrozumieniem, dlaczego nieruchomy poruszyciel został przez Stagirytę nazwany „tym, co pożądane i intelektualnie poznane” (1072a 26), „przedmiotem miłości”(1072b 3) i dlaczego na tym miało polegać jego oddziaływanie na pierwsze niebo (a stąd — na cały wszechświat), ale o tym może kiedy indziej. Jak państwo zapewne wiedzą, nauki jogi hinduistycznej powodują u pewnej części adeptów tej wiedzy, siedzenie-leżenie w (jednym) miejscu, coś ich zatrzymuje, już nie porusza, nia mają impulsów poruszycieli, przynajmniej fizycznych, wywołujących impulsu ruchu ciałą fizycznego z miejsca na miejsce (złożonego w około z 80% z wody!). Mogą tak siedzieć dniami, tygodniami, miesiącami i latami ! Mają o czym medytować, tak jak katoliccy jogini, prawdziwej Jogi Chrystusa…, z tym że nas może coś poruszać, albo zatrzymywać poprzez LOGOS, a nie (hinduistyczne megalityczne) żywioły („do ulegania zmianom pod wpływem żywiołów„), o których będzie cytat, z tego powodu…

…teraz zapraszam was, drodzy Rodacy, na przepiękną i przepyszną strawę starożytnych megalitomaniaków alchemików „trójkąta do góry„. Przypominamy, będą to zdania ze św. Tomasza z Akwinu więc wszystkich, którzy będą chcieli nas tu oskarżać o jakąś dziwaczną alchemię trójkątów w dół, czyli mieszania, tak by wyprodukować nieznane nam dziwaczne stopy z Ks.Daniela 2:43, („stopy”, albo stopy z palcami, postaci ze snu) odsyłamy do spuper katolicyzmu trydenckiego, opartego o Tomasza, wielkiego skarbu ludzkiej cywilizacji ludzi uduchowionych, a nie o 9-cio ramiennych trójkątów w dół, schodzących duchów (Ks. Daniela 2:43). To, co przeczytcie, jest niebywałym wstępem do medytacji, czymś co rozwala w pył, kruszy stopy gliny i metalu, innymi słowy dziadostwo masońskich filmików, cienkich barszczy z hollywóódu ! (holly-vudu) Cytat będzie cały dokładnie jaki jest przetłumaczony przez Marcina Beściaka, (the Beściaka):

„Dlatego wy­dawałoby się, że jednym narządem postrzegamy dźwięk, zapach i barwę, a co za tym idzie, że słuch, wzrok i węch są jednym zmy­słem. Ale teraz, skoro ośrodek, w którym powstają ruchy wspo­mnianych przedmiotów podpadających pod zmysły, jest określo­ny, to znaczy jest odrębny od nas, to jasne jest, że nie jest na­rządem. W ten sposób jasne jest również, że trzy wymienione zmysły mają różne narządy, a co za tym idzie, są to różne zmysły. Ale w odniesieniu do dotyku nie jest to oczywiste, ponieważ ośrodek jest nam wrodzony, i Arystoteles podaje przyczynę tej odmienności: powietrze bowiem i woda, które są ośrodkami pewnych zmysłów, nie mogą być nam wrodzone, gdyż niemoż­liwe jest, by ożywione ciało składało się z czystego powietrza i z czystej wody.

Będąc bowiem wilgotne i płynne, nie są trwa­łe ani wyraźnie ograniczone same w sobie, lecz tylko przez ze­wnętrzną granicę. Ciało zaś ożywione musi być trwałe i ograniczone samo w sobie. Dlatego musi być zmieszane z ziemi i powietrza, i wody, jak to ma mieć miejsce w ciele tych zwie­rząt, które mają ciało (proszę sprawdzić Jesteśmy w kosmosie sami jako ludzkość zbudowana z „gliny-błota”, ale nie jesteśmy sami jako istoty inteligentne ? Ufologia duchów z „okręgów niebieskich” Oceanu ?. – dopisek Argonauty) W ten sposób ciało, które jest ośrodkiem w zmyśle dotyku, może być jedno, czyli z natury złączone, z do- tykiem, tak że w konsekwencji przez nie jako przez ośrodek działa wiele zmysłów dotyku.

Dalej, gdy mówi: Dowodzi tego… (423al7); podaje inny przy­kład na dowód tego. I mówi, że tego samego dowodzi fakt, że na języku jest wiele dotyków: bo przez język postrzegamy wszyst­kie przedmioty podpadające pod dotyk, które postrzegamy inny­mi częściami ciała, a ponadto również wilgoć, czyli smak, które­go nie czujemy żadną inną częścią ciała. Gdyby zaś inna część ciała odczuwała smak, nie rozróżnialibyśmy zmysłu smaku i zmysłu dotyku, podobnie jak teraz nie rozróżniamy między dotykiem, który postrzega wilgotne i suche, a dotykiem, który postrzega gorące i zimne.

Teraz zaś widać, że zmysł smaku i dotyk są dwoma zmysłami, ponieważ nie są zamienne. Bo nie jest tak, że przez każdą część ciała, przez którą działa zmysł dotyku, działa również zmysł smaku. A przyczyną, dla której zmysł smaku nie dzia­ła przez każdą część ciała, przez którą działa dotyk, jest to, że Mógłby ktoś wątpić…: Po wykazaniu, że w zmyśle dotyku konieczny jest ośrodek wrodzony, tutaj Filozof bada, czy potrzebny jest ośrodek zewnętrzny. Robi przy tym dwie rzeczy: po pierwsze pokazuje, że dotyk nie działa bez ośrodka zewnętrz­nego; po drugie pokazuje, czym różnią się dotyk i smak od innych zmysłów, które postrzegają przez zewnętrzny ośrodek: Czy zaś….

Najpierw więc mówi, że mógłby ktoś wątpić co do dotyku, czy mianowicie ma on ośrodek zewnętrzny, skoro wykazano, że ma ośrodek wrodzony. Wątpliwość ta przebiega tak: jeśli każde ciało ma głębokość, która jest trzecim wymiarem (bo wiadomo, że każde ciało ma trzy wymiary: długość, szerokość i głębokość), to wynika z tego, że między dowolnymi dwoma ciałami jest jakieś ciało pośrednie, a one nie dotykają się bezpośrednio: bo są od siebie oddalone przez to, że między nimi jest jakiś wymiar. Jasne jest również, że wszędzie tam, gdzie jest wilgotne albo zwilżone, musi być jakieś ciało: wilgoć bowiem, będąc pewną jakością, może być tylko w ciele, które jest jej podmiotem. Więc albo przysłu­guje ona jakiemuś ciału jako takiemu i wówczas ciało to jest wilgotne, jak woda, albo ciało ma wilgoć ze względu na jakieś inne ciało, które się z nim łączy, i wtedy o takim ciele mówimy, że jest zwilżone, ponieważ ma wodę albo na samej powierzchni, albo zarówno na powierzchni, jak i w głębi.

O tym mówi, że każde ciało wilgotne lub zwilżone musi być wodą albo mieć wodę. Jasne jest zaś, że ciała, które stykają się ze sobą w wodzie, muszą mieć pomiędzy sobą wodę jako pośrednika, którą wypełnione są krań­ce, chyba że powiemy, że krańce w wodzie są suche, co jest niemożliwe (bo rzeczy, które są w wodzie, z konieczności muszą być zwilżone, dlatego muszą mieć wodę na swojej powierzchni). Wynika z tego, że między dwoma ciałami stykającymi się w wo­dzie woda jest pośrednikiem? a jeśli to jest prawdą, to wynika z tego, że niemożliwe jest, by jedno ciało stykało się bezpośred­nio z drugim ciałem w wodzie. Podobnie w ten sam sposób rzecz ma się w przypadku powietrza, które jest z natury wilgotne, tak jak woda. Podobnie więc ma się powietrze do zwilżania tego, co w powietrzu, jak woda do zwilżania tego, co w wodzie. W przy­padku powietrza jednak jest dla nas mniej widoczne to, że jest pośrednikiem, niż w przypadku wody, ponieważ w powietrzu jesteśmy nieustannie i w ten sposób przylega ono do nas niedo­strzegalnie. Podobnie zwierzęta, które żyją w wodzie, nie zauwa­żają tego, gdy stykają się ze sobą dwa ciała zwilżone wodą: przebywając bowiem stale w wodzie, nie odczuwają wody, która jest między nimi a ciałami, które ich dotykają.

Jest też inny powód, dla którego łatwiej zauważamy to w przypadku wody niż powietrza: powietrze bowiem jest bardziej nieuchwytne i mniej podpada pod postrzeganie zmysłowe. Pozostaje więc powiedzieć, że zawsze, gdy czegoś dotykamy, powietrze lub woda jest pośrednikiem między nami a rzeczami dotykanymi. Pojawia się tu jednak wątpliwość. Bo to, co jest ośrodkiem dla jakiegoś zmysłu, musi być pozbawione jakości zmysłowych pod­padających pod ten zmysł, na przykład przezroczyste nie ma żadnej barwy. Ale jasne jest, że powietrze i woda mają jakości dotykowe, a zatem zmysł dotyku nie może działać za ich pośred­nictwem.

Na to odpowiada Awerroes, że nie doznajemy od czystego powietrza ani od czystej wody: bo wszystko, co doznaje, doznaje od swego przeciwieństwa, zgodnie z zasadą doznawania. Powie­trze zaś i woda nie stanowią dla nas przeciwieństw, lecz raczej są nam podobne, bo mają się do nas jak miejsce do tego, co umiejscowione. Dlatego nasz dotyk nie doznaje od jakości powie­trza ani wody, ale od jakości zewnętrznych. Wszystkie bowiem jakości dotykowe, jakie wyczuwa się w powietrzu i w wodzie, pochodzą z domieszki ciał zewnętrznych, jak sam powiada, bo jak ogień nigdy nie traci swego ciepła, tak woda nie traci swego zimna; a to, że niekiedy odczuwamy ją jako ciepłą, pochodzi z domieszki ciała zewnętrznego.

W odpowiedzi tej zawiera się wieloraki błąd. Po pierwsze w tym, co mówi, że nasze ciała nie doznają od powietrza lub wody, ponieważ te są nam podobne jak miejsce i to, co umiejscowione. Jasne jest bowiem, że nasze ciała otrzy­mują naturalne umiejscowienie i naturalny ruch z natury przewa­żającego w nich żywiołu. Więc nasze ciała mają się do miejsca i do innych zawierających je ciał tak samo, jak umiejscowione ży­wioły. A żywioły w swoich skrajnościach wywołują zmiany jedne w drugich, jak wykazuje Arystoteles w I księdze Meteorologiki. Zatem nasze ciała są z natury zdolne do ulegania zmianom pod wpływem żywiołów.

Tak samo wszystko to, co jest w możności, jest z natury zdolne do doznawania od tego, co jest w akcie; nasze ciała zaś, ponieważ znajdują się niejako pośrodku między skraj­nymi jakościami dotykowymi, które są w żywiołach, mają się tak do jakości elementarnych, jak możność do aktu. Bo środek jest w możności do skrajności, jak o tym będzie mowa niżej. Jasne jest więc, że nasze ciała są z natury zdolne, do ulegania zmianom pod wpływem jakości żywiołów i do postrzegania ich. Błąd ten pochodzi zaś stąd, że Awerroes nie znał rozróżnienia między żywiołami ujętymi jako przeciwne sobie nawzajem, a żywiołami ujętymi jako zawierające się jedne w drugich i podobne do siebie jak miejsce do tego, co umiejscowione.

Należy więc powiedzieć, że żywioły można rozpatrywać na dwa sposoby: w jeden sposób jako jakości czynne i bierne, i,w ten sposób są sobie nawzajem przeciwne i jedne w drugich wywołują zmianę w swoich skraj­nościach; w inny sposób pod względem form substancjalnych, które uzyskują pod wpływem wtłaczania przez ciało niebieskie. Dlatego im jakieś ciało złożone z żywiołów jest bliższe ciału niebieskiemu, tym więcej ma w sobie formy, a ponieważ do formy należy obejmować oraz to, co stanowi o całości, stąd pochodzi, że ciało wyższe obejmuje niższe i ma się do niego jak całość do wydzielonej części, co odpowiada stosunkowi miejsca do tego, co umiejscowione.

Dlatego też moc umiejscawiania i obejmowania, jaka jest w żywiołach, pochodzi od pierwszego obejmującego, mianowicie od ciała niebieskiego. Z tego powodu miejsce i ruch z miejsca na miejsce przypisuje się żywiołom nie według jakości czynnych i biernych, lecz wynikają one z form substancjalnych żywiołów.

Inny błąd polega na tym, że mówi, że woda i powietrze ulegają zmianie tylko pod wpływem domieszki czegoś zewnętrznego. Wiadomo bowiem, że powietrze i woda są częściowo zniszczalne. A zniszczenie i powstawanie może odbywać się w żywiołach bez domieszki i towarzyszy zmianie, jak to zostało pokazane w księdze O powstawaniu i ginięciu. Jasne jest więc, że gdy jesz­cze trwa forma wody, woda może ulec zmianie pod wpływem swej naturalnej jakości bez domieszki czegoś z zewnątrz. Ogień zaś, ponieważ jest bardziej formalny, jest najbardziej czynnym spośród żywiołów, a wszystkie one mają się do niego jak materialne, o czym jest mowa w IV księdze Meteorologiki. Zatem nie zachodzi tu podobieństwo między ogniem i innymi żywiołami.

Należy więc powiedzieć, że ponieważ powietrze i woda z ła­twością ulegają zmianom pod wpływem jakości zewnętrznych, zwłaszcza zaś, gdy są w małej ilości, jak to ma miejsce w wodzie lub powietrzu, które znajdują się pomiędzy dwoma stykającymi się ciałami, dlatego zmysł dotyku nie napotyka przeszkody, by móc działać za pośrednictwem powietrza lub wody (a powietrze sta­nowi jeszcze mniejszą przeszkodę niż woda, ponieważ jakości dotykowe powietrza są słabo wyczuwalne). Jeśli więc zważyć na jakości dotykowe powietrza lub wody, to dotyk napotyka więk­szą przeszkodę wówczas, gdyby powietrze lub woda cechowały się silnym zimnem lub gorącem. Dalej, gdy mówi: W ogóle wydaje się że… (423bl7), poka­zuje różnicę, jaka zachodzi między smakiem i dotykiem a innymi zmysłami. Po pierwsze: wyklucza coś, co uznawane jest za róż­nicę; po drugie, przedstawia prawdziwą różnicę: A różni się… (423bl2).

Najpierw więc mówi, że ponieważ dotyk ma ośrodek ze­wnętrzny, należy rozważyć, czy wszystkie przedmioty podpada­jące pod zmysły postrzegane są w podobny sposób, czy różne na różne sposoby, tak jak od razu widać tę różnicę, że smak i dotyk postrzegają przez bezpośredni kontakt, inne zaś postrzegają swe przedmioty na odległość, nie dotykając ich. Nie jest jednak praw­dą, że na tym polega różnica, ponieważ twarde i miękkie i inne jakości dotykowe postrzegamy przez coś innego, czyli przez ze­wnętrzne ośrodki, tak jak przedmioty innych zmysłów: słyszal­ne, widzialne i wyczuwalne węchem.

Te jednak przedmioty zmysłów postrzegane są niekiedy jako oddalone od zmysłu, nato­miast to, co podpada pod smak i dotyk postrzegane jest z bliska, tak że ośrodek jest niemal niezauważalny ze względu na małą ilość, dlatego nie postrzegamy ośrodka. Wszystkie bowiem przedmioty zmysłów postrzegamy za póśrednićtw zewnęrznego ośrodka, natomiast w przypadku przedmiotów podpadających pod smak i dotyk, nie postrzegamy go. Dlatego jak już powiedzieliśmy wcześniej, gdybyśmy postrzegali wszystkie przedmioty podpada­jące pod dotyk przez jakąś skórę owiniętą wokół nas, me wiedząc, że jest coś, co stoi na przeszkodzie, to wówczas podobnie postrze­galibyśmy przez ośrodek, jak teraz postrzegamy w wodzie i po­wietrzu. Teraz bowiem sądzimy, że dotykamy samych przedmio­tów podpadających pod dotyk; i że nie ma żadnego ośrodka.

Dalej, gdy mówi: A różni się;.. (423bl2), wykluczywszy błęd­ną różnicę przedstawia prawdziwą. I mówi, że przedmioty pod­padające pod dotyk różnią się od podpadających pod wzrok i słuch tym, że tamte postrzegamy przez to, że wprawiają w ruch ośro­dek, a z kolei ośrodek wprawia w ruch nas. Natomiast przedmio­ty podpadające pod dotyk postrzegamy przez ośrodek zewnętrz­ny nie jako wprawieni w ruch przez ośrodek zewnętrzny, ale razem z ośrodkiem jesteśmy wprawiani w ruch przez przedmiot podpa­dający pod zmysł, jak to widać u kogoś, kto zostaje uderzony przez hełm: nie polega to na tym, że helm uderzony uderza, lecz jedno i drugie zostaje uderzone równocześnie.

Tego, że jest tu powie­dziane: równocześnie, nie należy rozumieć tylko w porządku czasu, bo również we wzroku równocześnie przedmiot wprawia w ruch ośrodek, a ośrodek zmysł (widzenie bowiem dokonuje się bez następstwa, zaś postrzeganie dźwięku i zapachu z pewnym następstwem, jak o tym będzie mowa w księdze O zmyśle i wra­żeniu zmysłowym), ale odnosić to należy do porządku przyczy­ny: bo w innych zmysłach zmiana w ośrodku jest przyczyną zmiany w zmyśle, a nie w dotyku. Bo w innych zmysłach ośro­dek jest z konieczności, w dotyku zaś niejako przez przypadłość, ponieważ to, że ciała, które się dotykają, są wilgotne, jest przy­padłością.

Dalej, gdy mówi: W ogóle wydaje się, że… (423bl7), omawia zmysł wzroku zgodnie z prawdziwym stanem rzeczy. Po pierw­sze: w odniesieniu do ośrodka; po drugie, co do jakości narzą­du: Pod dotyk podpadają więc… (423b26); po trzecie, co do przed­miotu postrzeganego przez dotyk: Poza tym, jak widzialne… (424al0).

Najpierw więc mówi, że ciało, i język zdają się tak mieć się do narządu zmysłu dotyku, jak powietrze i woda mają się do narządu wzroku, słuchu i węchu. W przypadku żadnego z tych zmysłów postrzeganie nie działa, jeśli dotyka się narządu, na przykład jeśli ktoś położy jakieś ciało białe na powierzchni oka, nie będzie ono widziane. Stąd jasne jest, że narząd postrzegający w zmyśle dotyku znajduje się wewnątrz. Tak bowiem dzieje się w tym zmyśle, jak i w innych: bo inne zmysły nie postrzegają przedmiotów zmysłowych umieszczonych na narządzie zmysłu, postrzegają zaś przedmioty zmysłowe umieszczone na ciele. Dla­tego jasne jest, że ciało nie jest narządem zmysłu dotyku, ale ośrodkiem.

Dalej, gdy mówi: Pod dotyk podpadają więc… (423b26), pokazuje, jaki jest narząd zmysłu dotyku, I mówi, że pod dotyk podpadają jakości, które są różnicami ciała jako ciała, czyli róż­nice, którymi żywioły różnią się od siebie nawzajem, mianowicie gorące, zimne, wilgotne, suche, które zostały omówione tam, gdzie była mowa o żywiołach, czyli w księdze O powstawaniu. A jasne jest, że narządem zdolnym do czucia dotyku, w którym jako pierwszym ma swą podstawę zmysł zwany dotykiem, jest jakaś część ciała, która jest w możności do takich jakości. Bo narząd zmysłu doznaje od przedmiotu zmysłu, ponieważ postrzeganie zmysłowe jest swego rodzaju doznawaniem, dlatego przedmiot podpadający pod zmysły, który jest działającym, sprawia, że narząd jest w akcie taki, jaki jest przedmiot, ponieważ narząd jest w możności do tego.

Z tego powodu narząd dotyku nie postrze­ga tej jakości, pod względem której, jest w akcie. Bo nie postrze­gamy tego, co gorące, albo zimne, twarde, albo miękkie, w taki sposób, w jaki jakości te są w narządzie dotyku, ale postrzegamy jakości dotykowe w wyższym stopniu, ponieważ narząd dotyku opiera się na pewnym wypośrodkowaniu między przeciwnymi jakościami dotykowymi.

Z tegoi powodu narząd dotyku rozróż­nia skrajne jakości dotykowe. Bo to, co pośrednie, jest zdolne do rozróżniania tego,|co skrajne; może. bowiem doznawać od obu skrajności, gdyż w porównaniu do jednej skrajności samo ma się jak druga: na przykład letnie w porównaniu do gorącego jest chłodne, a w porównaniu, do chłodnego gorące (dlatego pośred­nie doznaje od obu skrajności, ponieważ w pewien sposób jest przeciwne jednej i drugiej). A jak narząd, który ma postrzegać białe i czarne, nie może mieć żadnego z nich w akcie, za to oba w moż­ności i tak samo w innych zmysłach; podobnie jest ze zmysłem dotyku, mianowicie narząd nie może być ani gorący, ani zimny w akcie, ale musi być w możriości; dó jednego i drugiego.

Jednak i pod tym względem zachodzi różnica między dotykiem a innymi zmysłami. We wzroku bowiem narząd jest w możności do białego i czarnego jako pozbawiony wszelkiego rodzaju bia­łego i czarnego, ponieważ całkowicie pozbawiony jest barwy. Natomiast narząd dotyku nie może być całkowicie pozbawiony wszelkiego rodzaju gorącego i zimnego, wilgotnego i suchego: składa się bowiem z żywiołów, których te są jakościami.” – koniec cytatu.

Jak państwo przeczytali „narząd ludzki składa się bowiem z żywiołów”, a ciało ludzkie głownie z wody, w około 80% więc jest o czym myśleć w czasie kontemplacji, generalnie to co tu zaprezentowaliśmy należy do katolickiej super jogi trydenckiej Jedynego Zbawiciela Chrystusa, z tego powodu w poprzednich wpisach, nasze teksty miały takie stwierdzenie(a) zawarte w tytułach, np.:  Medytacja super kodu katolickich joginów Maszijacha Yeshui w oparciu o zaawansowaną „Sumę” Doktora Anielskiego” – to co tu zaprezentowaliśmy jest tylko i wyłącznie wstępem do niebywałej nauki trydenckiej „trójkąta do góry„, megalitycznych mędrców Atlantydy Adamów, kosmicznej wsi, mogącej nas nakierować na Zbawiciela, wybawiającego z diabelskiego matrixa mieszanki-mieszaniny trójkątów w dół. Tylko i wyłącznie Prawda wyzwala z matrixa, nazywanego w hinduizmie „mają”, przekazana w Nowym Testamencie, skerowana w pierwszej kolejności do Prawdziwych Żydów Prawdziwej Judei…

Linki:

Kto zwodzi całą zamieszkałą Ziemię, a Kto ratuje od zwiedzenia (maskirowki) ? Kosmicznych wsioków wybawia Nazaraios !

Druga część starożytności megalitycznej delikatnych substancji – głowy ze złota – pierwszych metafizyków Adama cywilizacji Atlantydy (Róg wybawienia trójkąta do góry)

Jesteśmy w kosmosie sami jako ludzkość zbudowana z „gliny-błota”, ale nie jesteśmy sami jako istoty inteligentne ? Ufologia duchów z „okręgów niebieskich” Oceanu ?.

Błagajmy ! Prośmy na kolanach o zmiłowanie Pana, by nauczył nas „nauki Tego, który Go posłał” – część II (Prawdziwa Judea, prawdziwych Żydów)

Kosmiczno innowymiarowe inteligencje mają swój tajemniczy język medytacji. Błagajmy Pana na kolanach byśmy zrozumieli „naukę Tego, który Go posłał” – część III

Tajemnice starożytnego i prawdziwego Matrixa Atlantydy (istoty jednostkowane w kosmicznym systemie uniwersaliów kontra jedność somatyczno-psychicznopneumatyczna)

Filozofia kosmicznej matematyki stałej struktury subtelnej – III część Biblii subtelnego szyfru przepływu świadomości

Tajemnicze „morze” i kosmiczna wieś Atlantydy – święty Kod Biblii w czasie medytacji – siedząc na „trawach”

Starożytny Egipt to kosmiczny piec do topienia żelaza? – Semantyka znaków i symboli Biblii

Dzisiejszy „Egipt” to ciągle kosmiczny piec do topienia żelaza – Druga część semantyki znaków i symboli Biblii

Archeologia mistyczno-medytacyjna, podobnie jak duchowa – to zaawansowane metody zrozumienia najbardziej starożytnej Istoty – Logosu

Najbardziej starożytna istota – tajemnice zakazanej duchowej archeologii

WIZJA Ezechiela czy „statek kosmiczny” ? – duchowa archeologia, część II (Tron Boży merkabah, a na nim Pierwszy Poruszyciel)

Dobre 11

Podobne Artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *