Pierwsza część tego wpisu nosi tytuł: „Czterdziestominutowy kurs wstępu do metafizyki kreacjonizmu„, tam wspominaliśmy o zdrowych-poprawnych sposobach myślenia i analizowania, czego podstawą jest starożytna „Logika”, wliczając w to „Metafizykę„. Aby przejść dalej koniecznie odsyłamy do wpisu o nazwie „Tajemnice starożytnej logiki i filozofii „bara” – (asymilacja do cywilizacji Ducha Świętego)”, bez zaznajomienia się z podstawami ciężko będzie Państwu „ogarnąć” to co zaprezentujemy w tym artykule. Kreacjonizm to wspaniały temat, jest wręcz zbawienny dla naszych dusz (z jęz. grec. psyche). Pogląd kreacjonistyczny to wielki skarb pradawnych cywilizacji, dotarł do obecnej ludzkości dzięki Bogu Hebrajczyków, Żydów i obecnie Chrześcijan.
Wśród religijnych Żydów wyznania Mojżeszowego nie ma mowy, by ktoś podważał „religię i filozofię bara„, czyli stworzenie Wszechświata przez Stwórcę. Wątpliwości istnieją tylko w kręgach wyznawców wiary darwinowskiej, często „wybuchu wszystkiego z niczego”, co jest dla nas ciągłym i wielkim szokiem. Jeśli ktoś jest biegły w Logice, albo chociaż ma jakieś podstawy i jest uczciwy, to dojdzie do wniosków sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem, nic samo się nie stwarza: „żaden komputer, czy inny układ scalony nie powstaje sam z siebie”, potrzeba inteligencji oraz narzędzi w postaci ciał humanoidalnych, w których ta inteligencja się mieści. Podobnie jest ze wszechświatem – zupełnie tak samo !
Warunki jakie panują na Ziemi spełniają bardzo dokładne założenia projektu naukowego. Musi istnieć wyjątkowo dokładnie sprecyzowana wartość ciśnienia atmosferycznego, inaczej rozerwało by nas nasze wewnętrze ciśnienie, obecne w ciałach biologicznych, jest to bardzo dokładna i deliktana równowaga, podkreślmy to: delikatna. Atmosferę Ziemi utrzymuje przy niej siła grawitacji. Każdy metr sześcienny powietrza (przy powierzchni Ziemi) ma masę ok. 1 kg. A słup powietrza o przekroju 1 metra kw., rozciągający się od powierzchni Ziemi do granicy atmosfery ma masę ok. 10 ton !
Natura przystosowała zwierzęta do wyczuwania zbliżających się zmian pogody, wahnięć ton powietrza. Niektóre z nich potrafią przeczuć trzęsienie ziemi czy powódź, co daje im możliwość ucieczki w bezpieczne miejsce. Człowiek też jest w stanie przeczuć nadciągające zmiany pogody. Szczególnie nasiloną podatnością cechują się meteopaci, czyli osoby wrażliwe na zjawiska atmosferyczne. Meteopata to człowiek, którego organizm intensywniej reaguje na zmiany elementów pogody, np. szybki spadek/wzrost ciśnienia atmosferycznego, wysoką lub niską temperaturę powietrza. Niestety bywa tak, że meteopaci są uznawani przez społeczeństwo za osoby z urojeniami, lub za hipochondryków, co jest bardzo krzywdzące.
Podobnie jest z odległością planety Ziemia od Słońca. Gdyby nie było tak dokładnego dostrojenia tej wartości, życie biologiczne nie mogło by się utrzymać, albo byśmy zamarzli, albo byśmy się ugotowali. Takich wartości Inteligentnego Projektu, jaki znajdujemy na Ziemi i w nas samych są tysiące, jeśli nie setki tysięcy !
Z powodu ruchu planety Ziemia, jej nachylenia i zmian w kosmicznych odległościach, wahnięć tych odległości, znacznie większa ilość wody na półkuli południowej łagodzi sezonowe różnice temperatur, tak że nie ma żadnej realnej różnicy między dwiema półkulami. Czy to nie jest miły zbieg okoliczności? Być może, ale ile zbiegów okoliczności może mieć miejsce, zanim człowiek zda sobie sprawę, że być może jednak nie są to zbiegi okoliczności? Istnieje wiele innych „zbiegów okoliczności” dotyczących Ziemi, takich jak masa Ziemi, atmosfera, pole magnetyczne, orbita, nachylenie oraz masa i orbita Księżyca, które działają na naszą korzyść, na korzyść istnienia życia, ale i na korzyść wiary kreacjonistycznej, podobnie jak rozmieszczenie lądu i wody na powierzchni Ziemi w odniesieniu do dat peryhelium i aphelium.
Uczciwa ocena tych „zbiegów okoliczności” powinna doprowadzić do rozważenia możliwości, że nie są one wcale zbiegami okoliczności, ale raczej dowodami projektu. Niestety, dla tych, którzy są oddani filozoficznemu naturalizmowi religii darwinowskiej, wmawiającej że świat przyrody jest wszystkim, co istnieje, możliwość projektu jest przeklęta, ponieważ prowadzi do wniosku, że musi istnieć Projektant. Taki pogląd jest dla ogromnego odsetku ludzi wyznających wiarę darwinowskiego przypadku i chaosu zbyt ciężki do zniesienia. Trzeba, po nawróceniu się, zmienić optykę umysłu, zacząć odbierać świat na nowo, inaczej.
Sam osobiście długie lata walczyłem ze światopoglądem ewolucyjnym, zadomowionym w mojej psychice, w duszy, poprzez lata szkolnej indoktrynacji. Na szczęście dzięki Logice i Duchowi Świętemu wyrwałem ten chwast, stosując słownictwo Kodu Biblii. Gdy pozbędziecie się takich szkodliwych teorii z waszych dusz zaczniecie doznawać czegoś wspaniałego. Te doświadczenia, wypływające z kreacjonizmu, podbudowane religią Jahwistyczno trydencką są cudowne ! Medytacja kreacjonistyczna chrześcijańska niesie ze sobą uzdrowienie z choroby umysłowej jaką jest skrajny ewolucjonistyczny darwinizm i jego potworna pochodna transhumanizm oraz zmutowany genderyzm (hybryd ordo ab chao).
Sam Darwin nie potrafił wytłumaczyć ewolucji wielu złożonych organów, dokonanej na drodze mutacji i naturalnej selekcji. Rostland pisze: „Nie mogę zmusić się do myślenia, że mutacje poparte naturalną selekcją mogły zbudować cały świat żywych organizmów z całą ich subtelnością i bogatym wachlarzem wartości strukturalnych, nawet gdyby odbywało się to w długim okresie czasu, jak zresztą zakłada teoria ewolucji. Trudno jest mi przekonać siebie, że oko, ucho, mózg mogły być wytworzone na tej drodze” (J. Rostland, The Orion Book of Evolution). Pojawia się pytanie, jedno z setek, tysięcy, gdzie te setki miliardów form przejściowych ?!
Jeżeli chodzi o wykopaliska organizmów złożonych, irytującym problemem jest fakt, że pochodzą one z okresu najdalej od 600 000 000 lat wstecz, tzn. od okresu kambryjskiego. Darwin w swojej książce O powstawaniu gatunków stwierdza: „Jeżeli teoria ewolucji jest słuszna, nie ulega wątpliwości, że przed okresem kambryjskim Ziemia była wypełniona żywymi stworzeniami. Problem, dlaczego nie ma żadnych skamielin z tego okresu, nie znajduje wyjaśnienia”.
Podobnie w Scientific American znajdujemy stwierdzenie, że „…gatunki pojawiły się nagle. Unika się wyjaśnienia tego zjawiska. Jeżeli teoria ewolucji jest słuszna, zwierzęta przed okresem kambryjskim nie mogły być prymitywne, lecz wysoko rozwinięte, posiadające system kostny, który powinien pozostawić ślady w formie skamielin” (Scientific American, sierpień 1964, s. 34-36).
Jakoby od 4 miliardów lat Ziemia ewoluuje, musimy mieć gdzieś te miliardy, biliardy ton szkieletów form pośrednich i doświadczalnych tworów, planetarna fabryka tak wielkiej ewolucji musiała zostawić nieskończenie wiele śladów doświadczeń jakie prowadzono, jakie prowadził ślepy przypadek, by przekształcić formy wcześniejsze w formy doskonalsze, a tu nic, kompletnie nic ! Na dodatek wszystko się zatrzymało, nie trwa już ewolucja, jest podobno bardzo powolna i niezauważalna, kosmiczny komputer ukrywa przed nami formy przejściowe w podziemnych bazach, gdzie widać jak istoty demoniczne tworzą jakieś hybrydy…, ale to nie jest ewolucja, ale bio inżynieria istot inteligentnych.
Wszystko to, cały ten doskonały system kosmicznej oraz biologicznej inżynierii został dokładnie opracowany w innowymiarowych laboratoriach Boskiej Cywilizacji z poziomu VII skali Asimova. Jako Chrześcijanie wierzymy, że zaistniało to, ten świat, dzieki Logosowi Arche, tak nas informuje Super Inteligencja w Biblii. Jeśli coś jest zbawienne i dobre dla ludzi, mówimy tu o kreacjonizmie, dobre dla ucieczki z diabelskiego koła samsary, wiecznego cierpienia reinkarnacji, dla wzmocnienia wiary w Boga, to możemy być pewni, że obce i złe inteligencje będą to atakować. Tak się dzieje w obecnej cywilizacji iluminacko darwinistycznej i marksistowskiej NWO bolszewików okultystów, wytapiających metal w tym „Egipcie” ! Kreacjonizm jest oficjalnie nauką wyklętą, a kreacjoniści uznani są za „przygłupów, oszołomów i folarzy”. Mamy nadzieję, że za prezydentury Trumpa w latach 2025-2029 się to zmieni, w USA, kto wie, może i w Polsce również.
Zanim przejdziemy do sporego cytatu w temacie kreacjonizmu metafizycznego, opracowanego przez Michała Chaberka musimy państwu przedstawić pewne niesamowite zagadnienia metafizyki kreacjonistycznej, chodzi o „formę substancjalną” oraz powstawania „nowych gatunków” i zrodzenie, albo rodzenie nowych istot. Musimy tu także wspomnieć o (łopatologiczno-mistycznych) wypowiedziach mistrzów buddyjskich, którzy przykładowo mówią, albo medytują nad tajemnicą pojawienia się czegoś nowego, co się wyłoniło z substancji wcześniejszej, a jest już czymś innym, niż składniki wcześniejsze.
Jednym z przykładów o jakich wspominają w ich dalekowschodniej metafizyce „pięciu skupiesk-skandh„, jest proces pieczenia chleba. Jeśli zmieszamy składniki otrzymujemy ciasto, po procesie wypieku powstaje chleb, ale chleb nie jest już ciastem, jest czymś innym, i nie jest to „ewolucja”, ale proces powstawania którego skutkiem jest „pojawienie się” czegoś innego niż wcześniejsze ciasto. Chleb nie jest zmutowaną wersją ciasta, mamy tu coś całkiem nowego, nową formę, coś, co powstało-pojawiło się w tej rzeczywistości z…, mistycznie pytają: skąd się pojawiło, ta forma, ten byt, ten chleb. Został powołany do istnienia przez piekarza, dzięki jego inteligencji, powstał dzięki działaniu istoty myślącej. Stosując uproszczoną analogię, ludzie nie są zmutowanymi małpami, chociaż jako ludzie wbudowani w biologię materii pierwszej, posiadamy 98% podobieństwa z DNA materii pierwszej małpy.
Człowiek jest kimś innym – innym bytem niż małpy, jeśli, podkreślmy tu: jeśli: rozważamy tylko materię pierwszą, bo o „materii pierwszej” ciągle dyskutują materialiści od ewolucji, i jeśli w ogóle jest z nimi jakaś sensowna i logiczna dyskusja, co za chwilę zaprezentujemy. Natomiast jeśli dodamy do tego jeszcze dwa składniki o jakich informuje nas Boska Cywilizacja z poziomu VII, czyli dusza (forma substancjalna) i duch, to sprawa robi się przepiękna.
Jeszcze głębsza analiza analogii do wypieku chleba została nam ujawniona w Piśmie, gdzie mamy przekaz o „zrodzeniu Nowego człowieka niebieskiego, powstałego z wody i Ducha: „Jezus odpowiedział: Ręczę i zapewniam cię, że kto nie zostanie zrodzony z wody i Ducha, nie może wejść do Królestwa Bożego. Co zostało zrodzone z ciała, jest ciałem, a co zostało zrodzone z Ducha, jest duchem. Nie dziw się, że ci powiedziałem: Musicie być na nowo zrodzeni. Wiatr wieje, dokąd chce — słyszysz jego szum, ale nie wiesz, skąd nadciąga i dokąd zmierza; tak jest z każdym, kto został zrodzony z Ducha.” Ew. 3:5-8 – przekład dosłowny.
Jak czytacie, ktoś zrodzony z wody i Ducha jest już nową istotą: „nowym człowiekiem”, innym niż ci, którzy grzebią snujących sie po tej planecie innych, również podłączonych-zespolonych z „morzem” – „… i oblec się w nowego człowieka, stworzonego według Boga” Efezjan 4:24 – dołowny. Jako Chrześcijanie, zrodzeni z wody i Ducha nie jesteśmy już poprzednimi, ale nowymi istotami, skoro tak, to czy zaszła ewolucja, czy może pojawiło się coś innego w nas, albo zostaliśmy przemienieni ?!?! Postępowi materialiści ewolucjoniści powiedzieli by, że „ewoluowaliśmy” i staliśmy się gotowi do przekształcenia w „kosmitów„, zaszła jakiegoś rodzaju kosmiczna ewolucja transhumanistyczna, w którą wierzą wyznawcy monizmu.
Gdyby chcieć sprawę jakiegoś rodzaju tajemnicy przemiany „ciał materii pierwszej” jeszcze bardziej unaocznić duchowo, warto przytoczyć zdanie z 1 Listu do Koryntian: „Ale powie ktoś: Jak wzbudzeni są umarli? I w jakim ciele przychodzą?„. Hinduiści powiedzą, że w ciele „niebieskim”, tak wyczytali w ich pismach i w Biblii, w 1 Liście do Koryntian 15:40 „Są też ciała niebieskie i ciała ziemskie, lecz inna z jednej strony chwała ciał niebieskich, inna z drugiej ziemskich.” (Patrz analogia wypieku powyżej i linki oraz ucieczka z piekła ciał bionicznych kosmicznego NWO)
Sprawa jest o wiele bardziej sensacyjna. Na początku, przed potopem, Bóg stworzył świat wspaniały=dobry, istniały niesamowite wielkie ciała dinozaurów, ludzi i innych stworzeń, w tym roślin, po jakimś czasie, po ingerencji inteligencji reptiliańskiej, nastał czas DEWOLUCJI, czyli upadku ludzkości. Obecnie, gdyby zastosować filozofię Platona, możemy przypomnieć sobie coś z tamtego czasu, kiedy istniała cywilizacja Atlantydów. Ciała pierwszej ludzkości były znakomitsze, żyli około 900 lat. Zostali stworzeni doskonali-dobrze, potem de-ewoluowali, albo lepiej napisać karłowacieli. Wszystko to możemy sobie przypomnieć… wystarczy trochę pogrzebać w Pamieci Total Recall.
Platon pokazuje w Fedonie psychologiczny aspekt anamnezy. Nie jest ona przypomnieniem, które nagle spada na człowieka znikąd, ani też takim, nad którym człowiek sam pracuje. Jeżeli człowiek sam stara się sobie coś przypomnieć, to męczy się tylko, ale celu nie zdobywa. Potrzebuje akuszerki, sygnału, który jego wspomnienia ożywi, uruchomi pamięć. Potrzebny jest mu jakiś szczegół, który naprowadza wspomnienie na właściwe tory. Jest on dokładnie wyjętym urywkiem z historii, ale może być po prostu podobny do tego, co ma człowiekowi przypomnieć, bardziej lub mniej, bo przecież „przypomnienie raz idzie od tego, co podobne, a nieraz i od tego, co niepodobne” (Fedon 73). Przypomnienie jakiejś rzeczy przez rzecz z nią nieidentyczną rozszerza wiedzę. Rozszerzanie to następuje przez dochodzenie do całości przez kojarzenie jej pierwiastków.
Rzeczy, które naprowadzają pamięć i myśl, są albo przez człowieka kojarzone z tymi, które mają się przypomnieć, albo bywają do nich podobne. W przykładach podanych przez Platona są też, co wydaje mi się istotne, odbierane zmysłami – czy jest to odpowiednie pytanie, czy dźwięk, czy obraz. Nie wszystkie rzeczy dusza spostrzega sama przez siebie, często musi wykorzystywać zdolności ciała (Teajtet 185). Na czym więc polega proces anamnezy? Człowiek, doświadczając świata zmysłowego, obcując na przykład z pięknością, rozpoznaje w niej coś ze świata prawdziwego.
Badacz Comford tłumaczy anamnezę jako dopasowanie nowego postrzeżenia do prawidłowego obrazu pamięciowego tego obiektu i oddaje jej znaczenie przez angielskie to recognise – rozpoznać. Rozpoznanie pociąga dalej za sobą przypomnienie idealnego świata, właściwe nakierowywanie myśli, chęć zwrócenia całej duszy we właściwą stronę4. Rozpoczyna się więc od drobnego spostrzeżenia, dzięki któremu aktywizuje się pamięć. Legutko, w komentarzu do dialogu Fedon, rekonstruuje taki schemat anamnezy: (1) percepcja zmysłowa, (2) rozpoznanie i skojarzenie, (3) przypomnienie wiedzy prawdziwej. Dusza widziała wszystko i wszystko to potrafi sobie przypomnieć. Na tym polega Platoński proces uczenia się, by „przypomniawszy sobie jeden jakiś szczegół […], wszystko inne człowiek sam odnajdował, jeżeli trafi się mężny, a nie zmęczy się i nie upadnie szukając” (Menon 8). Tak rozpoczyna się proces odszukiwania w samym sobie Prawdy Bytów (Menon 86). Podobnie nowo zrodzona duchowa istota, nowy człowiek Chrześcijanin (nowy duchowy byt – o czym poniżej rozprawia spec od metafizyki kreacjonizmu), może sobie przypomnieć coś, co mu ujawni Duch, albo woda i Ducha, wówczas doznajemy niesamowitych uniesień-objawień.
Przejdźmy teraz do przypominania sobie świata stworzonego, do cudownego (metafizycznego) kreacjonizmu Atlantów, oto dosyć skomplikowane zdania jakie znajdujemy w pracy Ojca Michała Chaberka:
„Pytanie, które stawiamy w tym artykule dotyczy tego, czy można być zwolennikiem teistycznego ewolucjonizmu i metafizycznych zasad św. Tomasza z Akwinu jednocześnie? Niedawno ukazał się polski przekład pracy zbiorowej Ewolucja w świetle wiary. Perspektywa tomistyczna, w której promuje się tezę jakoby nauczanie Akwinaty nie tylko było zgodne z ideą makroewolucji biologicznej, ale nawet w jakiś sposób ją popierało1. Dr Mariusz Tabaczek napisał posłowie do tej publikacji, w którym wskazał na pewne braki w argumentacji autorów jednocześnie zaznaczając, że zgadza się z ich zasadniczą tezą. W niniejszym artykule nie będę zajmował się książką amerykańskich dominikanów, ponieważ udzieliłem całościowej odpowiedzi na ich argumenty w książce Św. Tomasz z Akwinu a ewolucja. Wykazałem tam, że nie da się jednocześnie być zwolennikiem teistycznego ewolucjonizmu i zasad filozoficznych św. Tomasza. W swoim posłowiu Tabaczek prezentuje przeciwną tezę. Twierdzi, że można, ale pod warunkiem, że zmodyfikuje się naukę św. Tomasza w czterech „istotnych aspektach”. Samo takie ujęcie może budzić wątpliwości. Jeżeli bowiem Tomasza trzeba istotnie modyfikować, aby pogodzić go z ewolucją, to oznacza, że nie można go pogodzić.
Być może problem sprowadza się więc do pytania, czy te cztery punkty niezgodności wskazane przez Tabaczka, rzeczywiście stanowią jakąś „istotną” część nauki Akwinaty? Jeżeli nie stanowią, to można by je pominąć lub zmodyfikować. Jeżeli dotyczą jednak jakichś istotnych elementów metafizyki arystotelesowsko tomistycznej, to rezygnacja z nich oznacza zaprzeczenie nauce Tomasza, a tym samym niemożliwość pogodzenia go z teistycznym ewolucjonizmem. Aby rozstrzygnąć to zagadnienie, w pierwszej części mojego artykułu (1) rozważę, czy punkty przedstawione przez Tabaczka dotyczą istotnych elementów nauczania Akwinaty. W drugiej części (2) przejdę jednak do ważniejszej kwestii. Otóż teistyczny ewolucjonizm napotyka dużo więcej problemów w kontekście metafizyki tomistycznej. Ponieważ pisałem o nich już w kilku miejscach3, w drugiej części mojego artykułu ograniczę się jedynie do jednego takiego problemu, czyli powstawania nowych form substancjalnych (nowych gatunków) na drodze ewolucji. Zatem zastanowimy się, czy rozwiązanie, które proponuje Tabaczek, wyjaśnia problem pochodzenia nowych form substancjalnych w teistycznym ewolucjonizmie.
Zdaniem Tabaczka naukę Tomasza można pogodzić z teistycznym ewolucjonizmem pod warunkiem: (1) uznania możliwości powstawania nowych gatunków, a więc tego, że doskonałość wszechświata może co dzień powiększać się nie tylko pod względem liczby jednostek, lecz także pod względem liczby gatunków; (2) podkreślenia tego, że pierwotny akt stwórczy Boga ogranicza się do wyprowadzenia z nicości (ex nihilo) materii o najniższym stopniu złożoności; (3) uznania tego, że procesy ewolucji chemicznej, biochemicznej i biologicznej należą do dzieła upiększenia (opus ornatus), którego kolejne etapy rozciągają się na całą historię wszechświata, a więc nie ograniczają się do zamkniętego i należącego do przeszłości przedziału czasowego; oraz (4) uznania braku konieczności bezpośredniej interwencji Boga w powstaniu pierwszych przedstawicieli gatunków roślinnych i zwierzęcych (z wyjątkiem człowieka).
Ad 1 i 3. Punkty 1 i 3 sprowadzają się do jednego, bowiem w obu chodzi o to, że ewolucja trwa nadal, natomiast w chrześcijańskim ujęciu stworzenie się zakończyło. Jeżeli więc przyjmuje się teistyczny ewolucjonizm, to trzeba odrzucić prawdę chrześcijańską o tym, że Bóg zakończył swoje dzieło stwórcze wraz ze stworzeniem człowieka. Problem polega na tym, że nie jest to prawda filozoficzna, lecz ściśle religijna, czyli objawiona przez Boga. Oczywiście badania naukowe, takie jak znajdujemy w geologii i paleontologii, mogą nam dostarczyć nieco szczegółów historycznych, ale same z siebie nie wyjaśniają początków świata, gatunków i człowieka. Zatem w tym punkcie znajdujemy konflikt teistycznego ewolucjonizmu nie tyle z metafizyką Tomasza, lecz raczej z czymś bardziej fundamentalnym, to znaczy z wiarą chrześcijańską tak jak Kościół odczytywał ją przez wieki. Prawda mówiąca, że stworzenie zakończyło się nie jest myślą spotykaną tylko u Akwinaty, choć — jak w przypadku innych prawd wiary — wyraża ją w sposób precyzyjny. Tomasz mówi na przykład, że po zakończeniu stworzenia mogą powstawać nowe jednostki danych gatunków, ale nie nowe gatunki („Coś może być dodane każdego dnia do doskonałości świata jeśli chodzi o liczbę jednostek, ale nie jeśli chodzi o liczbę gatunków” (STh, I q. 118 a. 3 ad 2). Oczywiście trzeba nieustannie pamiętać, że w dyskusjach na temat makroewolucji mamy na myśli gatunki w szerszym rozumieniu niż gatunek biologiczny.
Chodzi o zupełnie nowe natury, tak różne jak pies, kot, koń czy małpa. Tomasz powtarza za Pismem Świętym i tradycyjną teologią, że stworzenie zakończyło się właśnie w sensie powstawania tego typu absolutnych nowości. Należy zauważyć, że również nauki przyrodnicze wskazują na dewolucję i entropię a nie powstawanie istotnych nowości w świecie. To, co obserwujemy w biologii, to jedynie specjacja, czyli powstawanie gatunków biologicznych. Taki proces można prześledzić zarówno w laboratorium jak i przyrodzie. Jednak powstawanie nowych ras, odmian czy szczepów nie dowodzi tego, że powstają zupełnie nowe formy życia. Zresztą specjacja zachodzi głównie przez dewolucję, czyli zubożenie biologiczne populacji (Obszerną analizę tego zjawiska przeprowadza Michael J. BEHE w książce Darwin Devolves). Zatem to twierdzenie teistycznego ewolucjonizmu nie tylko stoi w sprzeczności z prawdą chrześcijańską, której broni Tomasz, ale również rozmija się z faktami przyrodniczymi.
Ad 2. Drugi punkt jest bezprzedmiotowy, ponieważ Tomasz nie twierdzi niczego poza tym, co Tabaczek określa tutaj jako punkt niezgodności. Dla Tomasza pierwszy akt stwórczy (prima creatio) to właśnie wyprowadzenie z nicości jakiejś pierwotnej materii o nieokreślonej formie. Kształtowanie tej materii Tomasz przypisuje drugiemu stworzeniu (secunda creatio), czyli dziełu rozróżnienia i ozdobienia (Tomasz wyróżnia pierwsze stworzenie oraz drugie stworzenie, czyli nadprzyrodzone kształtowanie świata na przestrzeni czasu, który Księga Rodzaju nazywa sześcioma dniami. Drugie stworzenie dzieli się na dzieło rozróżnienia (opus distinctionis) i dzieło upiększenia (opus ornatus).
W obrazie powstania świata, który prezentuje nam nauka, również obserwujemy stopniowy wzrost złożoności bytów na przestrzeni czasu. Taka wizja koresponduje z teologiczną koncepcją drugiego stworzenia (opus distinctionis, opus ornatus). Zatem i w tym przypadku widzimy jak tradycyjna nauka chrześcijańska zgadza się w swoich istotnych elementach z danymi dostarczanymi przez współczesną naukę. Ad 4. Czwarty punkt również nie różni się od 1 i 3, ponieważ przekonanie, że nadal powstają gatunki oznacza po prostu tyle, że dzieło stworzenia się nie zakończyło. Zatem stosuje się tutaj ta sama odpowiedź, co w przypadku punktu 1 i 3. Traktuję jednak ten punkt osobno, ponieważ autor popełnia tutaj jeszcze jeden popularny błąd polegający na pomyleniu dzieła stwórczego z Boską interwencją.
Wyjaśnijmy pokrótce na czym polega ten błąd. Otóż interwencja (łac. inter-venio, wejść pomiędzy) to wejście Boga w jakiś ciąg przyczynowo-skutkowy w celu zmiany jego wyniku. Tak na przykład w zwiastowaniu Bóg posługując się przyczyną wtórną (której rolę pełni anioł Gabriel) przychodzi do Maryi, aby zmienić koleje jej życia a zarazem bieg ludzkiej historii. Podobnie interwencjami są różnorakie cuda uzdrowień, w których dzięki Bożemu nadprzyrodzonemu działaniu zmieniają się ludzkie losy. Interwencją było wstrzymanie słońca nad Gibeonem, dzięki czemu Izraelici mogli odnieść kompletne zwycięstwo i podobnie interwencją był cud słońca nad Fatimą, w wyniku którego nawróciło się wielu ateistów. Jednak w dziele stworzenia nie ma interwencji, ponieważ Boski akt stwórczy nie jest wejściem w ciąg przyczynowo-skutkowy, lecz raczej rozpoczęciem takiego ciągu. Interwencja zakłada istnienie przyczyn i skutków, natomiast stworzenie nie zakłada żadnego istnienia (lub zakłada nicość). Dopóki nie było danego gatunku, to nie było żadnego ciągu przyczynowo-skutkowego z jego udziałem. Stworzenie danego gatunku nie stanowiło interwencji, lecz dodanie nowego rodzaju bytu. Oczywiście wraz ze stworzeniem nowego gatunku momentalnie wchodzi on w liczne łańcuchy przyczynowo-skutkowe.
I dlatego, gdy Bóg przemawia do proroka ustami oślicy, to jest to interwencja, ale stworzenie gatunku koniowatych nie jest. Odnośnie do czwartego punktu, należy także zapytać, na jakiej podstawie Tabaczek ogranicza Boskie bezpośrednie działania stwórcze do jedynie dwóch momentów, to jest pierwszego stworzenia (creatio ex nihilo) i stworzenia ludzkiej duszy. Jak już zaznaczyliśmy, nauka nie mówi nam jak powstały gatunki, lecz jedynie, że powstały. Paleontologia może nam wskazać, kiedy jakie gatunki zaczęły istnieć, być może w jakich ilościach i jak dużo czasu upłynęło zanim wymarły. Jednak samego pochodzenia gatunków nauka nie wyjaśnia. Zatem nie ma takich danych naukowych, które kazałyby ograniczyć Boże działanie stwórcze tylko do tych dwóch momentów. Z drugiej strony Pismo Święte również nie ogranicza Boskich aktów stwórczych jedynie do pierwszego stworzenia (prima creatio) i do duszy ludzkiej.
Mówi bowiem zarówno o kształtowaniu świata, stworzeniu gatunków jak i pierwszego ciała ludzkiego. Zatem wyznaczone przez Tabaczka granice są zupełnie arbitralne — nie mają podstaw ani w danych naukowych ani przesłankach teologicznych. Wynikają one z próby podporządkowania wiary chrześcijańskiej teoriom ewolucyjnym. Problem polega na tym, że konsekwentny naturalizm odrzuca również stworzenie świata (w sensie absolutnegopoczątku) a także stworzenie duszy. W efekcie teistyczny ewolucjonizm nie zgadza się w tym punkcie ani z tradycyjną wiarą chrześcijańską ani z konsekwentnymi teoriami ewolucyjnymi.
(Przez tradycyjną wiarę chrześcijańską rozumiemy tutaj nauczanie Kościoła na temat stworzenia tak jak było one prezentowane przed epoką teistycznego ewolucjonizmu, czyli do początku XX wieku. Nauczanie to zostało wyrażone w traktacie teologicznym De Deo creante (często tytułowanym De Deo creante et elevante, gdyż włączano do niego naukę o grzechu pierwodorodnym). Zręby tego nauczania znajdziemy u autorów takich jak Camillo Mazzella, Joseph Pohle, Christian Pesch, P. Boyer, P. Mannens, Adolphe Tanquerey i innych).
Jednym z podstawowych elementów klasycznej metafizyki jest podział bytu na substancję i przypadłości. Najprościej rzecz ujmując, substancja to to, czym byt jest, natomiast przypadłości to jego cechy, czyli jaki jest. Konsekwentnie możemy wyróżnić dwa rodzaje zmian — substancjalną, czyli taką, w której zmienia się istota (substancja lub natura) bytu (byt przestaje istnieć, a w jego miejsce pojawia się nowy byt), oraz zmianę przypadłościową, czyli taką, w której byt pozostaje tym, czym jest, a zmieniają się jedynie jego przypadłości (czyli cechy i różnorakie określenia). Na mocy definicji zmiana przypadłościowa nie zmienia istoty bytu, czyli nie może sprawić, że dany byt przestaje być sobą. Jeżeli w jakiejś zmianie zostaje utracona istota bytu, to nie jest to już zmiana przypadłościowa, lecz substancjalna.
Ta podstawowa zasada metafizyki arystotelesowsko-tomistycznej stanowi trudność dla teistycznego ewolucjonizmu. Dzieje się tak, ponieważ w ewolucji rozumianej jako naturalny proces przyrodniczy (a tak rozumie się ewolucję w teistycznym ewolucjonizmie) wszystkie zmiany to jedynie zmiany przypadłościowe. Najczęściej przywoływaną taką zmianą są mutacje genetyczne, które poprzez utrwalenie przez naturalną selekcję miałyby prowadzić do powstawania nowych struktur organicznych, a w końcu także nowych gatunków (pamiętamy, że mówimy tu o nowych taksonomicznych rodzinach, lub tzw. gatunkach naturalnych). Zatem akumulacja szeregu zmian przypadłościowych w kolejnych pokoleniach miałaby zakończyć się zmianą substancjalną. Jednak w świetle metafizyki tomistycznej to jest niemożliwe, ponieważ zmiany przypadłościowe pozostają zawsze na poziomie przypadłości i nie mogą wytworzyć nowej natury. Teistyczny ewolucjonizm albo popada w logiczną sprzeczność (uznając, że zmiana przypadłościowa jest jednocześnie substancjalną), albo zupełnie neguje istnienie substancji w ścisłym metafizycznym
sensie.
Na taki problem napotyka właśnie propozycja Tabaczka, który ewolucję wyjaśnia następująco: Zmianę ewolucyjną możemy rozumieć jako serię, utrwalonych przez dobór naturalny, przypadłościowych (akcydentalnych) zmian w strukturze materiału genetycznego (DNA), które mają odzwierciedlenie w morfologii i fizjologii danego organizmu, czy też linii organizmów danego gatunku. Ich efektem jest stopniowa zmiana dyspozycji MP [materii pierwszej] (Należy zauważyć, że Tabaczek nieprecyzyjnie posługuje się tutaj pojęciem materii pierwszej. Materia pierwsza posiadająca dyspozycję, to materia określona (materia designata) i taka właśnie materia tworzy byt jednostkowy w połączeniu z formą.), prowadząca do konkretnego momentu, w którym MP formowana przez FS [formę substancjalną] komórki jajowej oraz FS — przy zmianie substancjalnej będącej skutkiem ich połączenia się ze sobą — nie jest w dyspozycji do bycia uformowaną przez FS rodziców należących do gatunku G1 plemnika, lecz w dyspozycji do bycia uformowaną przez FS nowego/innego gatunku G₂. forma ta jest wyprowadzona (educedi — od łac. educare) z możności (potencjalności) MP. (s. 235)
Warto zaznaczyć, że zaproponowane tutaj rozwiązanie nie wnosi istotnej nowości do dyskusji na temat Tomasza i ewolucji. Już niemal sto lat temu to samo zaproponował Charles De Koninck, a w ostatnich czasach argument ten zmodyfikował i wyciągnął z niego ostateczne konsekwencje Michael Bolin. Ponieważ Tabaczek dodaje do tego zasadniczo metafizycznego argumentu pewne elementy biologiczne moją odpowiedź podzielę na dwie części — najpierw zajmę się filozofią (a) a później biologią (b) zawartą w tym argumencie.
A1. Błędne rozumienie substancji Tomiści twierdzący, że nowe formy substancjalne mogą powstać poprzez zmianę przypadłościową popełniają jeden z dwóch błędów. Oba błędy wynikają z niewłaściwego rozumienia tego, czym dla Tomasza jest forma substancjalna. W pierwszym przypadku tomistyczni ewolucjoniści mówią mniej więcej tak: „Jeżeli utniemy kurczakowi głowę, to dokonujemy zmiany przypadłościowej, a jednak prowadzi ona do zmiany substancjalnej, gdyż istota kurczaka zostaje utracona. Kurczak zamienia się w kurze mięso, czyli zupełnie inną naturę. Najwyraźniej zmiana przypadłościowa może więc prowadzić do zmiany substancjalnej”. Jednak w tym przypadku dochodzi do pomylenia formy substancjalnej (czyli gatunkowej) z formą indywidualną danego bytu.
W istocie zabicie danego kurczaka nie zmienia w żaden sposób kurzego gatunku. Wywołuje jedynie utratę formy substancjalnej kurczaka, ale istniejącej w tym konkretnym kurczaku, czyli chodzi tu o formę indywidualną. Różnorakie zmiany przypadłościowe zmieniają formę indywidualną danego bytu, ale to, co trwa niezmienione w tym bycie to jego forma substancjalna, która decyduje o przynależności do gatunku. Jeżeli jednak zmiany w indywiduum pójdą za daleko, tzn. materia utraci proporcjonalność z formą, to forma zaniknie i dany byt przestanie istnieć. Nie prowadzi to jednak do powstania żadnego nowego gatunku, a jedynie do anihilacji jednostki tego określonego gatunku. Błąd ten popełnia Tabaczek, który wprost odrzuca istnienie formy substancjalnej w poszczególnych indywiduach.
W jego ujęciu forma substancjalna istnieje w umyśle Boskim, natomiast w poszczególnych bytach realizuje się jedynie w postaci zmiennych form indywidualnych. („W związku z tym należy uznać, że dla Arystotelesa i św. Tomasza z Akwinu gatunki istnieją realnie oraz są nie- zmienne i wieczne w tym sensie, że każdy z nich jest zdefiniowany w odniesieniu do FS [formy substancjalnej], która decyduje o tym, że dany gatunek jest tym, czym jest, i wykazuje pewne stałe cechy, tj. stałe zasady ruchu i spoczynku (zmienności i stałości), akcji i reakcji. Formy te są realizacją egzemplarycznych idei w umyśle Boga, którym odpowiada określona potencjalność MP [materii pierwszej]. Jednocześnie każdy gatunek istnieje jedynie jako zrealizowany w konkretnych, zanurzonych w czasie, indywidualnych i zmiennych organizmach. Stąd istotowe wewnętrzne cechy gatunków są niezmienne, podczas gdy ich realizacja w przyrodzie jest zmienna i różnorodna (objawia się to na poziomie cech przypadłościowych organizmów należących do tego samego gatunku)” — CHABEREK, Św. Tomasz, 236.)
Takie ujęcie jest bliższe Platonowi, ale w ujęciu arystotelesowsko-tomistycznym forma substancjalna danego gatunku istnieje realnie w każdym indywiduum. Na tym właśnie polega differentia specifica podejścia tomistycznego, które nazywamy umiarkowanym realizmem (wbrew różnego rodzaju idealizmom). Zatem w celu uzgodnienia ewolucji z metafizyką Tabaczek de facto porzuca metafizykę tomistyczną, gdyż umiarkowany realizm, czyli realne istnienie gatunków w indywiduach, stanowi sam rdzeń tej metafizyki i jej podstawowe założenie poznawcze. W drugim przypadku tomistyczni ewolucjoniści mówią mniej więcej tak: „Jeżeli weźmiemy wodę i dodamy soli, to otrzymujemy solankę. Dodanie soli jest zmianą przypadłościową, jednak woda i solanka to dwie różne substancje.”
Takich przykładów można podać wiele. Zamrożenie wody spowoduje zamianą wody w lód, a odpowiednie reakcje nuklearne zamienią atom ołowiu w atom złota. Z kolei Tabaczek podaje przykłady zmiany siarki w dwutlenek siarki a dwutlenku siarki w siarkowodór (s. 231)12. Wszystko to
są zmiany przypadłościowe. Zatem najwyraźniej zmiana przypadłościowa może prowadzić do powstania nowej substancji. Jednak w tym przypadku ewolucjoniści zapominają o analogicznym sensie substancji i mylą ją z rzeczami, które ciężko nazwać substancjami w metafizycznym sensie. Substancja jest tym, co jest najbardziej określone, najbardziej oddzielone i niepodzielne. Dlatego w najprawdziwszym sensie substancją jest tylko Bóg, który jest najbardziej prosty, niepodzielny, określony, oddzielony i najbardziej jest. Wszystko inne jest substancją jedynie przez uczestnictwo. Tomasz uznaje hierarchię substancji, która w porządku zstępującym rozciąga się od aniołów przez człowieka, zwierzęta, rośliny do związków i elementów. Zatem elementy są substancjami jedynie w bardzo słabym sensie, do tego stopnia, że właściwie nie można ich nazwać substancjami.
Są właśnie elementami, czyli zaprzeczeniem substancji, gdyż są najbardziej podzielne, zmieszane i nieokreślone. Prawdziwymi substancjami na poziomie bytów złożonych są dopiero rośliny, a jeszcze ściślej, dopiero gatunki tak zwanych zwierząt wyższych lub tak zwane gatunki doskonałe (Tomasz podaje przykłady lwa i człowieka, można więc wnosić, że chodzi mu o wszystkie ssaki, zapewne również ptaki i gady). Ponieważ elementy nie są substancjami, żadne zmiany zachodzące w nich nie są ściśle rzecz biorąc zmianami substancjalnymi. Oczywiście w potocznym języku mówimy, że siarka i siarkowodór to różne substancje, ale nie można mylić potocznego użycia słowa substancja z jej metafizycznym znaczeniem. Na poziomie zmian, które zachodzą w elementach i związkach, nie powstaje żadna nowość.
Na przykład powstawanie kryształów, które dla teistycznych ewolucjonistów jest chyba najlepszym przykładem tzw. emergencji, nie prowadzi do powstania jakiejkolwiek nowości. W tego typu zmianach ujawniają się jedynie pewne właściwości fizyczne elementów, które są w nich cały czas tyle, że w innych warunkach się nie ujawniają. Natomiast w makroewolucji biologicznej chodziłoby o powstanie zupełnie nowych form substancjalnych takich jak kot, orzeł czy wieloryb. I tego typu nowość nie może zaistnieć na mocy zmiany przypadłościowej. Nowa natura musi powstać jako pewna całość, na mocy aktu stwórczego, od razu, ponieważ jest ona nową substancją w metafizycznym sensie.
Na marginesie tych rozważań dodajmy, że tomistyczni ewolucjoniści często walczą z tak zwanym redukcjonizmem w biologii polegającym na uznaniu organizmów żywych za maszyny, czyli sumę swoich części. Tomiści uznają, że organizmy są czymś więcej, że nie da się ich sprowadzić do sumy części, ponieważ każdy organizm ma niematerialną zasadę swojego działania, którą jest jego forma substancjalna. Zauważmy jednak, że nie da się spójnie twierdzić, że organizmy nie są sumą swoich części i jednocześnie utrzymywać, że powstały na drodze ewolucji, czyli akumulacji drobnych zmian. Jeżeli bowiem o powstaniu nowych gatunków decyduje dodawanie kolejnych elementów biologicznych do starych gatunków, to logicznie wynika z tego, że organizmy są właśnie zbiorem części. Zresztą rzeczony redukcjonizm w biologii wynika właśnie z przyjęcia ewolucji jako wyjaśnienia powstania różnorodności biologicznej. Zatem tomiści przyjmujący ewolucjonizm nie mają podstaw, aby odrzucać mechanicystyczny redukcjonizm w biologii, ponieważ sami go zakładają.
A2. Błędne rozumienie dyspozycji materii. W wywodzie Tabaczka pojawia się także znany od lat argument jakoby nowe formy substancjalne (nowe gatunki) pojawiały się niejako spontanicznie, gdy materia określana przez jedną formę nabędzie dyspozycję do przyjęcia nowej formy. Ponownie argument ten wynika z błędnego rozumienia hylemorfizmu arystotelesowsko-tomistycznego. Zgodnie z Tomaszem, materia jest aktualizowana przez formę, ale nie w taki sposób jakoby istniała jakaś dyspozycja materii, która może się zmieniać niezależnie od formy. (Świadczą o tym chociażby takie wypowiedzi Tomasza: „Dyspozycje materii pozostają wraz z formą substancjalną” (SS, lib. 1 d. 1 q. 4 a. 2 co.).
„Forma i materia muszą być zawsze proporcjonalne względem siebie i jakby naturalnie dobrane, ponieważ właściwe urzeczywistnienie zachodzi we właściwej materii. Zatem materia i forma muszą zawsze zgadzać się ze sobą pod względem jedności i wielości. Jeżeli bowiem istnienie formy zależy od materii, to także pomnażanie jej zależy od materii i podobnie jedność. Jeżeli jednak tak nie jest, to musi zachodzić jakieś pomnażanie formy zgodne z pomnażaniem materii, to znaczy jednocześnie z materią i proporcjonalnie do niej, ale nie w taki sposób jakby jedność lub wielość tej formy zależała od materii” (CG, lib. 2 cap. 80 n. 8). „Tak długo jak pozostaje dyspozycja materii względem formy pozostaje także forma, ale gdy znika dyspozycja to i forma ginie” (Sentencia libri De anima, lib. 1, l. 9, n. 13). Należy zwrócić uwagę, że z faktu, że brak dyspozycji w materii wymusza zaginięcie formy nie wynika ani to, że obecność dyspozycji w materii wymusza powstanie formy, ani możliwość spontanicznego powstawania jakichś nowych dyspozycji w materii bez zmiany formy.)
Pierwszą dyspozycją materii jest jej ilość, ponieważ musi być odpowiednia ilość materii dla danej formy. Ale przecież to nie materia sama siebie określa, lecz forma daje całe określenie (całą aktualność materii). Jeżeli zmienia się dyspozycja i powstaje nowy gatunek, to dlatego, że zmienia się forma. Nie jest więc tak, że w jakimś bycie pod formą niezależnie zmienia się dyspozycja materii aż w końcu materia niejako przyjmie nową formę. Gdyby tak było, to dyspozycja odgrywałaby rolę formy, a forma w ogóle nie byłaby potrzebna. Wypowiedzi Tomasza wprost zaprzeczają rozwiązaniu Tabaczka:
Różnica formy, która wynika jedynie z różnej dyspozycji materii nie powoduje różnicy gatunkowej, lecz jedynie różnicę numeryczną, ponieważ różne jednostki mają różne formy, które są rozróżniane według materii. (STh, I q. 85 a. 7 arg. 3) Formy nie są konsekwencją dyspozycji materii jako swojej pierwszej przyczyny. Wręcz przeciwnie, materie przybierają dyspozycje stosowne do swoich form. Rozróżnienie zaś rzeczy pod względem gatunku pochodzi od form. Zatem rozróżnienie rzeczy nie następuje ze względu na rozróżnienie w materii tak jakby była to pierwsza przyczyna rozróżnienia. (CG, lib. 2 cap. 40 n. 3)
W ujęciu zaprezentowanym przez Tabaczka (patrz schemat na s. 236) nowa forma substancjalna wyskakuje jak królik z kapelusza, gdy tylko materia nabierze odpowiedniej dyspozycji. W poglądzie tym czynnikiem aktywnym (aktualizującym) nie jest już forma jak u Tomasza, lecz materia. Sprowadza się to więc do przekonania, że materia sama kształtuje się w nowe formy. Taki pogląd jest istotą materializmu, ale nie ma nic wspólnego z metafizyką tomistyczną. Przywołanie w tym kontekście concursus divinus nie rozwiązuje problemu, ponieważ Boże współdziałanie dotyczy porządku opatrzności a nie porządku stworzenia. Concursus divinus wyjaśnia jak Bóg współdziała we wszystkich zdarzeniach naturalnych zachodzących w świecie już uformowanym. Natomiast powstawanie gatunków dotyczy porządku stworzenia, czyli nadprzyrodzonego i bezpośredniego działania Boga mającego na celu uformowanie świata. Zresztą sama koncepcja concursus divinus jest tak samo obca Tomaszowi jak idea creatio continua.
B. NIEZGODNOŚĆ Z ODKRYCIAMI BIOLOGII. W ujęciu Tabaczka nowe gatunki powstają w wyniku akumulacji wielu mutacji genetycznych:
Proces ten ma charakter poligeniczny, tzn. jest efektem wielu mutacji (których skutki są regulowane doborem naturalnym), a uchwycenie momentu zmiany gatunkowej jest niezwykle trudne, być może wręcz niemożliwe, co nie wyklucza jednak możliwości jej wystąpienia. (s. 236)
Jest faktem stwierdzonym empirycznie, że nowe gatunki biologiczne mogą powstawać w wyniku mikroewolucji, zatem nie ma wątpliwości, że w jakimś bardzo ograniczonym zakresie to ujęcie jest słuszne (Możliwości i ograniczenia darwinistycznego mechanizmu ewolucyjnego opisał w swoich publikacjach Michael Behe. Podaje on wiele przykładów jak mechanizm ewolucyjny może postąpić parę kroków do przodu i wytworzyć zmianę organiczną, która będzie miała pewne walory adaptacyjne. Jednak Behe pokazuje także dlaczego ten sam mechanizm nie jest w stanie wytwarzać nowych funkcjonalnych białek lub genów. Zob. Michael BEHE, Darwin’s Black Box (New York: Free Press, 1996); BEHE, The Edge of Evolution (New York: Free Press, 2008); BEHE, Darwin Devolves (New York: HarperOne, 2019).
Ale, jak już zauważyliśmy, w debacie na temat ewolucji spór nie dotyczy pochodzenia tych drobnych zmian, lecz zupełnie nowych form życia, takich jakie znajdujemy na taksonomicznym poziomie rodzaju lub rodziny. I jeżeli tak zdefiniujemy gatunek, to ujęcie Tabaczka napotyka co najmniej dwa problemy natury biologicznej. 1. Po pierwsze, nie jest prawdą, że jakakolwiek mutacja będzie przyczyniała się do ewolucji. Aby ewolucja mogła zrobić choćby najmniejszy krok, to mutacja musi wywołać przynajmniej taką zmianę, która poskutkuje wzmocnieniem jakiejś funkcji lub powstaniem nowej, korzystnej dla przetrwania organizmu.
Tylko wtedy bowiem mutacja będzie widziana przez naturalną selekcję, która rządzi się paradygmatem zachowania tego, co daje przewagę konkurencyjną. Takiej przewagi nie dają byle jakie mutacje. Jak wykazał Michael Behe, w wielu przypadkach przewaga ta ma charakter względny i wynika ze zniszczenia lub osłabienia jakiejś funkcji. W danych okolicznościach taka mutacja może być „korzystna” (podobnie jak oberwanie lusterek, wyrzucenie siedzeń itp. może sprawić, że samochód będzie lżejszy i wygra wyścig na krótkim odcinku), ale tego typu mutacje nie prowadzą do powstania żadnych nowości biologicznych. W istocie powodują one degenerację i wymieranie gatunków (dewolucję), którą faktycznie obserwujemy w przyrodzie. Naukowcy postawili zatem pytanie, jaka mutacja mogłaby pchnąć ewolucję do przodu w taki sposób, aby wytworzyć jakąś nowość biologiczną.
Musiałaby to być mutacja, która spowoduje powstanie nowego białka lub nowej funkcji w białku. W tym celu wyszukali dwa relatywnie proste białka (Kbl i BioF) należące do tej samej grupy, to znaczy spełniające rodzajowo tę samą, choć biologicznie różną funkcję. Przejście od jednego takiego białka do drugiego stanowiłoby teoretycznie najkrótszy krok ewolucyjny (tzn. zmiana mniejsza niż ta nie byłaby widoczna dla naturalnej selekcji). Następnie sprawdzili jakie zmiany należałoby wprowadzić do DNA, aby ekspresja genu kodującego Kbl2 zmieniła się na tyle, aby białko spełniało funkcję BioF2. Okazało się, że należałoby dokonać substytucji co najmniej 7 nukleotydów. Wiemy jednak, że w jednym pokoleniu mutacje najczęściej są pojedyncze, rzadziej podwójne, nigdy zaś potrójne. Statystycznie zdarzenie takie mogłoby nastąpić w bakterii E-coli po 1030 pokoleń, co znacznie przekracza czas istnienia świata )Naukowcy podsumowali swoje badania następująco: „Szacujemy, że około 1030 lub więcej pokoleń upłynęłoby, zanim innowacja typu bioF, która jest paralogiczna do kbl, mogłaby zostać wywołana. Oznacza to, że tego typu innowacja znajduje się daleko poza możliwościami dostępnymi w czasie, w którym istnieje życie na Ziemi, przyjmując korzystne założenia.)
Zatem mutacja, która miałaby wywołać powstanie najmniejszej nowości biologicznej istotnej z punktu widzenia powstawania gatunków nie mogłaby nigdy nastąpić. Drugi przykład to badania nad sekwencjami aminokwasów dającymi funkcjonalne białka. Okazuje się, że spośród wszystkich możliwych sekwencji te funkcjonalne, czyli mające jakiekolwiek znaczenie biologiczne, są bardzo rzadkie, rzędu 1 na 1077. Co to oznacza? To mniej więcej, tak jakby każdy atom w całym wszechświecie symbolizował chemicznie możliwą strukturę, ale tylko jeden atom w całym świecie miałby jakąkolwiek funkcję biologiczną. (Oczywiście takich funkcjonalnych struktur jest dużo więcej, ale to dlatego, że chemicznie możliwych struktur jest o wiele więcej niż atomów w świecie). Co mówią nam te badania o twierdzeniu Tabaczka, jakoby gatunki różniły się tylko minimalnie, w taki sposób, jakoby przejście od jednego do drugiego stanowiło moment „nieuchwytny empirycznie”?
Badania naukowe pokazują coś wręcz przeciwnego. Między gatunkami zionie przepaść możliwych struktur organicznych, które jednak nie mogą tworzyć żywych organizmów. To samo zostaje potwierdzone w makroskali, na poziomie gatunków. W zapisie kopalnym nie znajdujemy bowiem „gatunków pośrednich”. Gatunki pojawiają się jakby znikąd, we w pełni ukształtowanej postaci i trwają niezmienione na przestrzeni milionów lat swojego istnienia (staza). Dane naukowe zaprzeczają zatem teoretycznym założeniom na temat stopniowego przekształcania się jednych gatunków w inne a tym samym czynią teistyczną ewolucję koncepcją teologiczną rozmijającą się z faktami. 2. Po drugie mutacje genetyczne nie mogą zmienić całości organizmów, czego wymagałaby makroewolucja, ponieważ DNA nie jest jedynym źródłem informacji w komórce. DNA zasadniczo dzieli się na regiony kodujące i regulujące. Regiony kodujące dostarczają komórkom informację, jak budować białka, natomiast regiony regulujące — w jakich ilościach i kiedy należy je budować.
Ale to tylko początek procesu życiowego. Można by to porównać do budowy domu: DNA informuje, ile i jakiego materiału należy dostarczyć na plac budowy, jednak nie mówi, jak ten materiał uporządkować w strukturę trójwymiarową. Jak pisze Stephen Meyer: Inne źródła informacji muszą pomagać w ułożeniu poszczególnych białek w systemy białek, systemy białek w odrębne rodzaje komórek, rodzaje komórek w tkanki, a różne tkanki w organy. Natomiast różne organy i tkanki muszą być ułożone tak, aby utworzyć różne plany ciał. Ostatecznie nie ma więc znaczenia, ile i jakie mutacje będą zachodzić w DNA, ponieważ nawet nieskończona ilość mutacji nie wytworzy informacji epigenetycznej niezbędnej do rozwoju i życia każdego organizmu.
W kontekście tych odkryć upada cała genocentryczna, redukcjonistyczna optyka ewolucjonizmu biologicznego. Zauważmy, że w teistycznym ewolucjonizmie najczęściej zakłada sie, że ta koncepcja jest lepsza, ponieważ zgodna z nauką. Jednak autorzy tego nurtu, jeżeli w ogóle odnoszą się do badań naukowych, to tylko do takich, które mówią o drobnych zmianach w obrębie gatunków. Nie przywołują badań, które potwierdzałyby zachodzenie makroewolucji (Na przykład Nicanor Austriaco, główny autor wspomnianej pozycji Ewolucja w świetle wiary, powołuje się na własne eksperymenty, w których w wyniku serii skoordynowanych mutacji można sprawić, że jaszczurka w fazie rozwojowej nie wytworzy pary kończyn. Badania te, zdaniem Austriaca, mają pokazywać, jak ewolucja mogła doprowadzić do powstania pierwszych węży z jaszczurko-podobnych przodków. Jednak badania te, choć pokazują istotną rolę genów w niektórych funkcjach biologicznych oraz współczesne możliwości manipulacji genetycznej, nie obrazują makroewolucji z co najmniej trzech powodów. Po pierwsze, mutacje te są serią skoordynowanych mutacji, gdzie biologowie działają w określonym kierunku a w całym procesie uszkodzone jaszczurki są sztucznie podtrzymywane przy życiu i sztucznie rozmnażane.
Zatem tego typu zmiany nie mogłyby zajść poza laboratorium, bez wyspecjalizowanego sprzętu i inżynierów genetycznych kierujących każdym krokiem procesu. Po drugie, efekt końcowy, czyli mutanty, nie są zdolne do samodzielnego życia, więc nie mogłyby stanowić żadnych ogniw ewolucyjnych. Po trzecie, utrata kończyn stanowi najwyżej przykład dewolucji, czyli zubożenia biologicznego, a nie powstawania jakichkolwiek nowości biologicznych. Eksperymenty Austriaca potwierdzają to, o czym mówi klasyczna metafizyka — zmiany przypadłościowe w jaszczurce doprowadzą albo do zmutowanej jaszczurki albo do martwej jaszczurki (jeżeli ilość zmian sprawi, że materia straci proporcjonalność z formą). Nigdy natomiast nie przekształcą jaszczurki w inny gatunek naturalny, taki jak wąż. Zob. Nicanor P. G. AUSTRIACO, „In Defense of Thomistic Evolution: A Response to Chaberek”, Public Discourse, 7.03.2018, dostęp 16.12.2019, https://www. thepublicdiscourse.com/2018/03/20975.)
Można więc zastanawiać się, czy koncepcja ta jest zgodna z nauką, czy może jedynie z określoną teorią naukową, lub raczej filozoficzną ideą ewolucjonizmu, w ramach której rozpatruje się dane naukowe nadając im jednostronną interpretację. Na te same dane można spojrzeć inaczej, to znaczy przez pryzmat klasycznej chrześcijańskiej koncepcji stworzenia i nie znajdzie się nic, co byłoby z nią niezgodne. Zatem odrzucenie ewolucjonizmu nie oznacza (jak sugeruje Tabaczek) odrzucenia nauki, lecz jedynie zanegowanie jednej teorii proponowanej w nauce, która niezbyt dobrze pasuje do znanych faktów.
KONKLUZJA
Teistyczny ewolucjonizm rozpowszechnił się w kręgach tomistycznych dopiero w połowie ubiegłego wieku. Wcześniej tomiści zgodnie bronili klasycznej nauki o stworzeniu opierając się na klasycznej metafizyce Akwinaty. Dopiero, gdy kultura świata zachodniego została zdominowana przez paradygmat ewolucyjny również tomiści zmienili stanowisko. Zaczęli wtedy promować tezę jakoby naukę Tomasza dało się pogodzić z ideą transformizmu gatunkowego na drodze naturalnej ewolucji. Jednak od samego początku to nowe podejście napotkało trudności wynikające z podstawowych zasad metafizyki arystotelesowsko-tomistycznej. Jak dotąd nie udało się wyjaśnić w ramach tomistycznego ewolucjonizmu, w jaki sposób akumulacja zmian przypadłościowych na przestrzeni rozwoju ewolucyjnego miałaby prowadzić do powstawania nowych form substancjalnych. Wyjaśnienia tego problemu nie znajdziemy również w pracach współczesnych tomistycznych ewolucjonistów.
Na tym etapie należy więc uznać, że nauki Tomasza nie da się pogodzić z ideą makroewolucji biologicznej. W istocie idea ta uderza nie tylko w jakieś szczegółowe doktryny Arystotelesa lub Tomasza, lecz w same podstawy klasycznej metafizyki. W teistycznym ewolucjonizmie neguje się bowiem zarówno złożenia bytowe (np. substancja-przypadłości) jak i samą zasadę umiarkowanego realizmu będącą fundamentem całej filozofii arystotelesowsko- tomistycznej. Jednocześnie trzeba zaznaczyć, że celem tego artykułu nie jest ocena ani prawdziwości metafizyki tomistycznej ani słuszności koncepcji teistycznego ewolucjonizmu. Pytanie badawcze dotyczyło zgodności metafizyki tomistycznej z metafizyką, na której opiera się teistyczny ewolucjonizm. Wykazaliśmy fundamentalną niezgodność między tymi dwoma metafizykami. Jednak ocena tego, która z nich zasługuje na afirmację we współczesnym kontekście kulturowym, naukowym i teologicznym wykracza poza granice tego artykułu.” – koniec cytatu z Ojca Michała Chaberka.
Pisaliśmy o Nowej Cywilizacji Ducha: „Smok stanął przed Kobietą, która miała urodzić” – Apokalipsa 12:4-14 Widzicie to: „Kobieta, która miała urodzić” ? Z tego powodu proszę zobaczyć co przekazuje nam Mistrz Zbawiciel w Ewangeliach: „Będziecie słyszeć o wojnach i o pogłoskach wojennych; uważajcie, nie trwóżcie się tym. To musi się stać, ale to jeszcze nie koniec! Powstanie bowiem naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będzie głód i zaraza, a miejscami trzęsienia ziemi. Lecz Wszystko to zaś – (to dopiero) początek bólów porodowych.” – Przekład dosłowny. Świat nie widzi jeszcze rodzącej się nowej cywilizacji, nie jest śwaidomy rodzących się „cybernetyczno duchowych płodów„, chce mordować nienarodzone dzieci, dzisiejsi Herodzi NWO, z loży iluminackich, boją się przybywajacych na tą planetę w łonach matek Nowych Istot, czyli Chrześcijan !
Wiemy również o narodzeniu z Ducha, tych którzy nie są już „tylko ciałami” stając się nowymi duchowymi bytami – nowymi formami substancjalnymi – „Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wichru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też jakby języki ognia, które się rozdzielały, i na każdym z nich spoczął [jeden], i wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić.” Dzieje, 2, 1-13″ – koniec cytatu.
Linki:
pierwszy, to Czterdziestominutowy kurs wstępu do metafizyki kreacjonizmu”
drugi: „Tajemnice starożytnej logiki i filozofii „bara” – (asymilacja do cywilizacji Ducha Świętego)
tajemnica ciał duchowych w jakich są umieszczane dusze zbawionych: „Żyjąc jak Chrześcijanin, modląc się, poznając św. Naukę, klęcząc prosimy o to, by Bóg zbudował nam „Dom””
więcej o tajemnicach reinkarnacji w tekście: Zagubione byty humanoidalne – biologiczne, zwane „ciałami”: „ujrzą Boże zbawienie”? Jak uciec z diabelskiego koła samsary?
dodatkowy bardzo ważny tekst w sprawie konstruktu Matrixa tego kosmosu oraz reinkarnacji to ten o nazwie: „Religia Jahwistyczna trydencka, czyli nauka Ojców Kościoła i świętego Tomasza (Tajemnice Atlantydy oraz Roberta Kilwardby – jedno wieczne życie po-reinkarnacyjne?)”
Stworzenie świata w ciągu sześciu dni – czy to jest możliwe (dla cywilizacji poziomu VII) ?!